Stan nieskończonej ciekawości
Jeśli w dzieciństwie młody człowiek jest szanowany i nie przeszkadza się mu, to zachowa ten stan nieskończonej ciekawości, bezwarunkowego zaufania, niezachwianej uwagi, totalnego otwarcia. Gdyby przed nami – dorosłymi, wykształconymi ludźmi – rozstąpiło się morze albo gdyby ktoś zaczął kroczyć po wodzie, na pewno uznalibyśmy, że dzieje się cud. Dziecko nie ma jednak uprzedzeń. Przyjęłoby to zdarzenie tylko do wiadomości, dokładnie tak samo jak okoliczność, że są różne kolory skóry, że istnieją mężczyźni, kobiety, dzieci, zwierzęta, że niektórzy ludzie są wysocy, inni niscy, szybcy, powolni, jedni noszą mały krzyżyk na szyi, inni jarmułkę czy chustę na głowie, jedni są młodsi, a inni starsi… To wszystko dziecko respektuje i ceni w jednakowym stopniu, bo nie zna wartościowania ani do niego nie dąży, lecz tylko cieszy się radosną mnogością i różnorodnością, odczuwa ją jako wzajemne wzbogacenie.
Mało która rzecz porusza mnie i uspokaja w takim stopniu jak mój śpiący syn. On jest wówczas tylko snem, odprężeniem, zaufaniem. Nigdy nie doświadczył tego, że ktoś go rano budzi. A właśnie w ten sposób zaczyna się dzień większości dzieci: trzeba w porę wstać, na czas dotrzeć do szkoły…
Jesteśmy jedynym gatunkiem, który budzi swoje dzieci.
Powaga dzieciństwa
Póki ludzie nie zmienią swojego spojrzenia na zabawę, pozostanie ona czymś nie do końca poważnym. Nie opowiadam się za tym, żeby nie traktować poważnie życia. Chodzi o to, żeby poważnie traktować zabawę!
Nie, nie zawsze będziemy dziećmi, ale jeśli rozwój jest ciągły i wynika z predyspozycji dziecka, powstaną w jego wyniku inni „dorośli”.
To nieprawda, że świat wcześniej był „mniej przyjazny dla dzieci”. Kiedyś nie podkreślano tak różnic między dorosłymi a dziećmi. Nie organizowano dla nich specjalnych miejsc. Dzisiaj na ulicy prawie nie widać dzieci – natomiast rozwinął się cały rynek rzeczy „dostosowanych do wieku dziecka”, który przynosi duże profity i sprawia, że rośnie konsumpcja, towary służą ludziom przez krótki czas, a za to piętrzy się coraz więcej śmieci.
Ogromnie interesująca jest różnica między tym, co dorośli uważają za odpowiednie dla dziecka, a tym, czego ono rzeczywiście oczekuje.
Oto dwa przykłady:
- „Myślenie dywergencyjne”: dzięki swemu geniuszowi dzieci zamieniają pierwszą lepszą pestkę jabłka w cenny klejnot. Dokonują tego z rozbrajającą powagą. Ta metamorfoza wychodzi od dziecka, z jego wnętrza. W związku z tym niemiłe emocje budzi laurka, na której kazano dziecku z okazji Dnia Matki zrobić ozdobę z suchych fasolek…
- To właśnie odmienne, w dużym stopniu asocjacyjne myślenie skłania dzieci do postrzegania kartonowego pudełka jako samochodu i używania kawałka drewna jako drążka kierowniczego, utożsamianego z całym motocyklem. Czasami nie potrzeba żadnych przedmiotów, wystarczy z wyimaginowanego imbryczka nalewać herbaty do wyimaginowanej filiżanki, na dłoni serwować ciasto, a potem ruszać szczęką – i oto powstaje idealna symulacja kawiarni.
Zabawki
Ale jeśli chodzi o kupione zabawki, dzieci szukają jak najbardziej wiernego naśladownictwa. Wciąż pamiętam, z jaką odrazą traktowałem samochodziki wyprodukowane w świadomie niewłaściwych proporcjach i kolorach. Nie uważałem, że są fajne i odpowiednie do zabawy. Zwracałem uwagę, że „nie są takie jak prawdziwe”. Zawsze wolałem modele samochodów, w których klamki nie były tylko namalowane, ale zostały wykonane trójwymiarowo. Byłem bardzo rozczarowany, gdy się zorientowałem, że pasy bezpieczeństwa dużego mercedesa SL wykonano z jednolitego czarnego materiału i klamry nie były srebrne. Albo gdy światła z tyłu odlano z jednego tworzywa, w związku z czym wszystkie były czerwone, także migacze, które przecież powinny być pomarańczowe.
Od kupionych zabawek dziecko oczekuje, że są realnością w małym formacie, a tym samym mogą dołączyć do jego świata i jego zabaw. Ten najwyższy stopień realizmu bywa w przypadku dzisiejszych zabawek coraz rzadszy.
Zaobserwuj kiedyś, z jakim rozczarowaniem dziecko reaguje, gdy po raz pierwszy dostaje jedną z tych groteskowych zabawek. Piłkę z gąbki w jaskrawym kolorze, chociaż chciało się bawić dużą futbolówką taty; różowy plastikowy telefonik, chociaż mamę widuje zawsze tylko ze smartfonem. Chce „czytać” taką książkę jak my – a dostaje coś prostokątnego z trzema kartonowymi stronami pełnymi żenujących „rysunków”. Chce rysować, a dostaje coś do pokolorowania. Dzisiaj kolorowanki mają nawet szorstkie kontury, żeby tylko dziecko nie wyszło za linię!
Dzieci nam wierzą!
Dzieci nam wierzą! Gdy damy im te niedorzeczne przedmioty ze świata konsumpcji, ponieważ myślimy, że są „odpowiednie dla dzieci”, wówczas one też nam w to uwierzą. Dostosują się (to jest ich umiejętność) i będą żyć z tym, że ich dziecięca powaga nie jest poważnie traktowana. A to wytworzy u nich odruchy warunkowe.
Dzieci są doskonałymi naśladowcami i gdyby to od nich zależało, najchętniej wciągnęłyby do swej gry jak najbardziej realistyczne elementy.
Kochają zwierzęta, a dostają pokemony. A więc kochają pokemony. I myślą w kategorii pokemonów. Kochają samochody, a dostają auta rodem z kreskówki. Kochają lalki, a dostają Barbie.
Byłem jeszcze dzieckiem, gdy w sprzedaży pojawiły się pierwsze z tych „zabawek”. Pamiętam, że strasznie mi się nie spodobały. Żaden dorosły nie chciałby, by ktoś go zobaczył, chociażby w autobusie, jak przegląda jedno z tych kolorowych pisemek pełnych współczesnych „postaci”. Dlaczego dla dzieci ma być dobre coś, co nie jest dobre dla dorosłych? Czy dzieci lubią tego typu „lektury”? Czy naprawdę przychodzą do nas „same z siebie”, prosząc, żebyśmy im coś takiego poczytali? Nie! Dzieci lubią książki. Dzieci lubią, jak im coś czytamy.
Dzieci są doskonałymi naśladowcami
Dzieci są doskonałymi naśladowcami i gdyby to od nich zależało, najchętniej zaprzęgłyby wszystko do swej zabawy w jak najbardziej realistycznej formie. Ale jeśli ich wewnętrzny świat zdaje się nie mieć żadnego znaczenia, wówczas bez problemu rezygnują z własnych upodobań na rzecz tego, co znajduje uznanie u osób będących dla nich autorytetami.