Skąd biorą się napady złości u dzieci i dlaczego tak często doprowadzają nas do szału? Jak przetrwać fazy buntu i nie zwariować?
Danielle Graf i Katja Seide są autorkami bloga “Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału”, który ma już ponad 36 milionów odsłon. Ich pierwsza wspólnie napisana książka Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału od trzech lat znajduje się na liście bestsellerów Der Spiegel. Jest także jednym z najpopularniejszych tytułów o rodzicielstwie na amazon.de.
Zapraszamy do przeczytania fragmentu.
Danielle Graf i Katja Seide
Fragment książki “Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału”
Wprowadzenie
– Widzisz? Znowu postawiła na swoim! – powiedziałam do ojca, mrugając okiem. – Pozwoliłeś, żeby ci całkiem weszła na głowę. Robisz dokładnie to, czego chciała!
Ojciec spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, o co chodzi. Może nawet się zastanawiał, czy aby na pewno wszystko u mnie w porządku z głową.
Właśnie wróciliśmy z zakupów na weekend i byliśmy wykończeni. Najchętniej padlibyśmy od razu na kanapę, ale niestety zapomnieliśmy o maśle do ciasta. Czekało nas wielkie przyjęcie urodzinowe, a moja mama zamierzała właśnie zająć się pieczeniem. Pilnie potrzebowała masła, więc któreś z nas musiało się po nie pofatygować.
– Czy mogłabyś pójść sama? – zapytał mamę tata. – Bo ja muszę chwilę odpocząć, jestem kompletnie wyczerpany.
– Owszem, mogłabym. Ale jestem zajęta również gotowaniem. Wolałabym, żebyś ty poszedł. Proszę, bądź taki miły!
Tata westchnął ciężko i z powrotem założył buty. Mruknął cicho pod nosem, że tym razem weźmie samochód, bo nie chce znowu iść taki kawał drogi pieszo.
– Chyba nie będziesz brał samochodu dla kostki masła – zawołała z kuchni zgorszona mama. – Zwłaszcza że udało nam się znaleźć takie dobre miejsce parkingowe tuż koło drzwi. Jutro będziemy przecież musieli powkładać do bagażnika rzeczy na przyjęcie. A więc samochód powinien stać jak najbliżej domu.
– Racja – przyznał ojciec. – Całkiem mi to wypadło z głowy.
– Ale przecież możesz pójść do tego małego sklepiku na rogu. Jest nieco droższy, ale nie będziesz musiał iść tak daleko. Potem odpoczniesz sobie na kanapie, obiecuję. To już będzie naprawdę wszystko, czego mi trzeba.
Mój ojciec pomyślał chwilę, czy ta propozycja go satysfakcjonuje, a następnie zdecydował:
– W porządku, zrobię, jak mówisz. Na razie!
Ja również założyłam buty, aby towarzyszyć ojcu. Gdy wychodziliśmy z domu, powiedziałam do niego:
– Widzisz? Znowu postawiła na swoim! Pozwoliłeś, żeby ci całkiem weszła na głowę. Robisz dokładnie to, czego chciała!
Spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony.
– Jak to? Właśnie wspólnie ustaliliśmy, co dla nas obojga jest dobre. Zawarliśmy kompromis. Tak się robi w rodzinie!
Prawdopodobnie zastanawiasz się teraz, co ta anegdota ma wspólnego z fazą buntu. Może nawet podczas czytania zerknąłeś na okładkę, aby sprawdzić, czy masz w ręku właściwą książkę. Owszem, masz! Przytaczam tę rozmowę, ponieważ bardzo przypomina mi dialog, który niedawno przeprowadziłam z moim dwuletnim synem, chociaż jego argumenty brzmiały mniej elokwentnie.
Po długim dniu spędzonym w przedszkolu poszliśmy na plac zabaw. Akurat odwiedził nas mój ojciec – wspaniały, bardzo oddany i serdeczny dziadek, którego wnuk wprost ubóstwia. Chciałam skorzystać z okazji i skoczyć do sklepu oddalonego zaledwie o pięć minut drogi, żeby kupić jogurt. Ale mój syn nie chciał mnie puścić.
Syn, nieco zdenerwowany:
– Ja teś ciem iść!
Mama:
– Chcesz iść ze mną na zakupy?
Syn płaczliwie:
– Taaaak!
Mama:
– Och, nie, kupię tylko szybko jogurt. Zaraz wrócę. A ty w tym czasie możesz pobawić się z dziadkiem w piasku.
Syn, jeszcze bardziej zdenerwowany:
– Nieeeee. Ś tobą! Ja ciem iść ś tobą!
W końcu mama wzdycha:
– No dobrze, ale w takim razie wsiądziesz do spacerówki. Będziemy szybciej na miejscu.
Syn zanosi się płaczem:
– Nieeeee. Na rąćki!
Mama, lekko zirytowana:
– Och, proszę, nie, jesteś dla mnie za ciężki. Jak będę niosła zakupy?
Syn, głośno płacząc:
– Ja nosiem! Łeeeee.
Mama, usiłując przekrzyczeć płacz:
– Ty chcesz nieść zakupy?
Syn, troszkę ciszej:
– Tak!
Mama poddaje się i wzdycha:
– No dobrze, chodź.
Gdy brałam syna na ręce, ojciec mrugnął do mnie przyjaźnie i powiedział:
– Twój syn wygrał! On naprawdę postawił na swoim…
Bajka o dziecku tyranie i asertywnym dorosłym
Właściwie nie ma dużej różnicy między tymi dwiema rozmowami, może poza tym, że mój synek dopiero uczył się mówić i posługiwał się łamanymi zdaniami. Dlatego też nie mógł mi go do końca wyjaśnić, dlaczego mu tak zależało, aby ze mną pójść. Nie był jeszcze w stanie konkretnie uzasadnić swojego życzenia, jak to uczyniła moja matka, gdy rozmawiała z ojcem. Ale zasadniczo jego argumentacja bardzo przypominała argumentację dorosłych. Zarówno mój ojciec, jak i ja poszliśmy na kompromis, aby uwzględnić potrzeby wszystkich.
Największa różnica między tymi dwoma rozmowami to sposób, w jaki na nie patrzymy: w rozmowie prowadzonej przez dorosłych uważamy, że to normalne i prawidłowe, jeśli uwzględniane są życzenia obu stron. Inaczej to wygląda w przypadku rozmów między rodzicami a ich małymi dziećmi. W naszym społeczeństwie panuje powszechne przekonanie, że małe dzieci – niczym mali królowie – manipulują innymi poprzez marudzenie i płacz, aby ci spełnili ich zachcianki. Dlatego dorośli powinni rzekomo konsekwentnie przeciwstawiać się takiemu zachowaniu, aby go nie utrwalać.
Im gwałtowniej nasze dzieci się „buntują” – a być może nawet biją, gryzą lub plują, bo słowa im nie wystarczają – tym bardziej tracimy pewność siebie. Czy aby na pewno dobrze je wychowujemy? A jeśli nasze dziecko faktycznie zmieni się w małego tyrana, jak nam to przepowiadają ze wszystkich stron? Czy nie powinniśmy wyznaczyć mu jakichś granic? Bo przecież nasze dzieci funkcjonują nie tylko w rodzinie, ale także poza nią, w społeczeństwie. Muszą umieć zintegrować się z grupą w przedszkolu lub w szkole. A później radzić sobie w życiu zawodowym. Na półkach księgarń można znaleźć wiele poradników, które w przypadku takiego buntu propagują powrót do starego, dobrego i konsekwentnego wychowania. Na przykład Annette Kast-Zahn radzi niepewnym rodzicom odsyłać buntującego się malucha do jego pokoju, aby tam „przemyślał” swoje zachowanie1. Michael Winterhoff i Bernhard Bueb2 również podkreślają w swoich książkach, że dzieciom w miarę wcześnie należy dać do zrozumienia, iż muszą się podporządkować woli dorosłych, a ich niegrzeczne zachowanie nie będzie tolerowane.
Czy należy więc z tego wyciągnąć wniosek, że aby nasze dzieci były przygotowane do przyszłego życia, musimy się powstrzymywać od zaspokajania ich potrzeb emocjonalnych? My temu twardo mówimy: nie! W naszej książce chcemy uporać się ze starymi mitami o rozwydrzonym tyranie i zachęcić rodziców oraz dziadków do tego, by także po ukończeniu przez dziecko pierwszego roku życia postępowali zgodnie z zasadami rodzicielstwa bliskości, które są powszechnie stosowane w fazie niemowlęcej. Chcemy pokazać, jak spokojnie przejść przez tak zwane „fazy buntu”. Absolutnie nie ma potrzeby ciągłego spierania się z własnym dzieckiem o każdy drobiazg. Nawet nie trzeba malca strofować! Obiecujemy, że gdy po przeczytaniu tej książki znajdziesz się z dzieckiem w supermarkecie przed regałem ze słodyczami, a ono zacznie się awanturować i głośno krzyczeć, będziesz potrafił zareagować z czułością i zrozumieniem, zamiast popadać w złość. Będziesz stał obok, myśląc: „Wcale nie potrzebuję go karcić!”. Jeśli dziecko będzie zrzucało na podłogę talerz z jedzeniem, broniło się rano przed założeniem butów, gryzło zamiast tulić, próbowało majstrować przy gniazdku lub rzucało piaskiem na placu zabaw – będziesz wiedział, dlaczego tak robi i jak możesz sprawić, żeby przestało.
Aby nasze tezy podeprzeć wiedzą naukową, przestudiowałyśmy wiele książek oraz przeanalizowałyśmy rozprawy i statystyki. Zebrałyśmy najnowsze informacje z zakresu psychologii, neurologii i teorii więzi, a w naszej książce oddajemy głos wielu ekspertom z tych dziedzin. Oni wszyscy są zgodni, sposób wychowania polecany przez Kast-Zahn i Winterhoffa, oparte na chwaleniu za dobre zachowanie, a karaniu za złe, wprawdzie przynosi efekty, ale często negatywnie wpływa na jakość relacji rodzinnych i skutkuje problemami natury psychologicznej. Ci, którzy chcą uniknąć takiego ryzyka, muszą się przestawić na inne myślenie o wychowaniu.
Aby pokazać, jak to działa, najpierw omówimy podstawowe zagadnienia z neurobiologii dotyczące małych dzieci. Przedstawimy w skrócie, jak działa mózg, i wyjaśnimy, dlaczego dzieci zachowują się tak, jak się zachowują, i nie mogą inaczej: dlaczego dostają napadu złości z powodu pokruszonego herbatnika, a w stanie wzburzenia biją, i dlaczego uparcie wyrzucają śmieci z kosza, chociaż rodzice dopiero co ich prosili, by przestały. Nawet jeśli w pierwszej chwili podstawowe teorie naukowe na temat rozwoju dziecięcego mózgu zdają nam się nieco abstrakcyjne, musimy wiedzieć, jak działa mózg, żeby móc zrozumieć zachowanie naszych dzieci. Ten rozdział otworzy ci oczy, obiecujemy!
Po tym, jak wspólnie przebrniemy przez część teoretyczną, postaramy się wytłumaczyć, dlaczego zachowanie dzieci tak szybko wywołuje aż tak silną frustrację rodziców. Przedstawimy typowe sytuacje, w których rodzice złoszczą się na swoje potomstwo, i na ich podstawie pokażemy, jak ich własne dzieciństwo wpływa na ich reakcje w danym momencie oraz dlaczego tak często mają problem z zapanowaniem nad sobą. Ta część jest w naszym odczuciu szczególnie ważna, ponieważ negatywne emocje rodziców potęgują dziecięcą przekorność prawie w takim samym stopniu co wciąż jeszcze niewystarczająco wykształcone mechanizmy neurologiczne. Można nawet stwierdzić, że w życiu codziennym do wielu incydentów dochodzi tylko dlatego, że to rodzice są przekorni. Jak dotąd żaden poradnik poświęcony dziecięcej przekorze nie uwzględnił roli rodzicielskiej złości, co naszym zdaniem jest podyktowane tym, z jakiej perspektywy społeczeństwo patrzy na dzieci. To one muszą się zmieniać, dostosowywać i uczyć, podczas gdy dorośli mają rację z tytułu bycia dorosłymi i dlatego nie muszą nad sobą pracować. W swojej książce pragniemy rozszerzyć perspektywę. Chcemy pokazać, że harmonijną relację udaje się wypracować tylko wtedy, gdy wszystkie osoby, niezależnie od wieku, dają i przyjmują tyle samo.
Na koniec zastanowimy się, jakie ograniczenia naprawdę mają sens, jak z czułością towarzyszyć dziecku podczas jego napadu złości i kiedy rodzic powinien wymagać od dziecka, by dostosowało się do zasad lub ograniczeń, mając przy tym na celu stopniowe doprowadzenie do tego, by mózg dziecka nie kierował się tylko własnym interesem, ale także brał pod uwagę potrzeby innych ludzi i wychodził im naprzeciw.
W części praktycznej opiszemy najczęstsze przykłady dziecięcego braku współpracy i udzielimy ci sprawdzonych rad, jak unikać takich przypadków, jak je ze spokojem przetrwać, jak i kiedy dziecku ulegać oraz jak sprawić, by dostosowało się do twojej woli.
Pisząc ten poradnik, opieramy się nie tylko na własnych doświadczeniach, przeżyciach i refleksjach, ale także na licznych wpisach na naszym blogu „Najbardziej upragnione dziecko wszech czasów doprowadza mnie do szału” – stąd też tytuł niniejszej książki. Od ponad trzech i pół roku jesteśmy w kontakcie z wieloma czytelnikami (aktualnie nasz blog czyta dwieście tysięcy osób miesięcznie). Codziennie czytelnicy dzielą się z nami wieloma dużymi i małymi zmartwieniami, anegdotami i historiami, wzruszającymi i skłaniającymi do refleksji obserwacjami i doświadczeniami zaczerpniętymi ze swojego życia rodzinnego. W przykładach, którymi uzasadniamy swoje tezy, zmieniliśmy imiona osób i skróciliśmy opisy zdarzeń. Dla lepszej czytelności rezygnujemy ze zwrotów typu „czytelnik/czytelniczka”.
Chciałybyśmy skorzystać z okazji i podziękować lekarkom i czytelniczkom bloga, Ninie Angenendt, Jördis Graf i Ricardzie Wullenkord, z którymi konsultowałyśmy fragmenty dotyczące mózgu dziecka i psychologicznego tła rodzicielskiej złości, a także naszej przyjaciółce Laetizii, która dostarczyła nam podczas pisania tej książki wartościowych impulsów.
Jesteśmy Katja i Danielle, mamy łącznie pięcioro dzieci, które są w wieku reprezentatywnym dla fazy buntu, to jest mają od dwóch do siedmiu lat, i codziennie wzbogacają nasze życie, a czasem w dość uciążliwy sposób je komplikują. Jesteśmy wdzięczne za stały kontakt, który mamy z innymi rodzicami za pośrednictwem naszego bloga, i za więź łączącą nas obie, umacnianą przez te wszystkie lata prawie codziennego kontaktu, która teraz, dzięki wspólnemu pisaniu pierwszej książki, stała się stabilnym, wzbogacającym nasze życie czynnikiem.
W tym momencie wrócimy do przykładu opisanego na wstępie. Otóż mój synek naprawdę z zaangażowaniem pomagał mi w zakupach. Zaniosłam go na rękach do sklepu, jak sobie tego życzył, a więc zaspokoiłam jego potrzebę. Teraz on też był otwarty na moje potrzeby. Pozwolił się postawić na podłodze i spokojnie szedł po sklepie obok mnie. Pomógł mi włożyć jogurt do wózka, potem z wysiłkiem wyłożył go na taśmę przy kasie, a na koniec umieścił kubki w torbie na zakupy. Następnie wróciliśmy na plac zabaw. Po drodze mój dumny syn niósł samodzielnie torbę z zakupami, zupełnie tak, jak zapowiedział. I chociaż wcześniej planowałam, że sama szybko zrobię zakupy, aby zaoszczędzić na czasie, okazało się, że te pół godziny spędzone razem z nim dostarczyło mi niezwykle miłych doznań.
Autorki wyjaśniają, skąd biorą się napady złości u dzieci i dlaczego tak często doprowadzają nas do szału. Prezentują zabawne i osobiste sytuacje z życia, praktyczne wskazówki i wyniki najnowszych badań, by pomóc nam „przetrwać fazy buntu i nie zwariować”.