Odcinek 31
Ta rozmowa jest przede wszystkim o talentach:
- Czy wszyscy je mamy?
- Jak ich szukać i jak je odkrywać?
- Dlaczego niektórzy wydają nam się szczególnie utalentowani? Czy każdy z nas ma wyjątkowe, wielkie dary?
- Czy każdy z nas jest powołany do jakiegoś zawodu? Jak to powołanie odkrywać?
W tej rozmowie znajdziecie kilka bardzo praktycznych i nieoczywistych wskazówek.
Naszym gościem jest Przemysław Ciesielski, dominikanin, współzałożyciel wspólnot Baranków, w których rodzice przygotowują dzieci do pierwszej spowiedzi i komunii świętej.
Rozmawiamy także o przygotowaniu do pierwszej komunii świętej w rodzinie i o spowiedzi. O tym, dlaczego często jest to źródło stresu i traum oraz jak przeżyć spowiedź w taki sposób, żeby tych stresów i traum uniknąć.
Serdecznie zapraszamy do wysłuchania 31. odcinka naszego podcastu Baj Example. O edukacji domowej, rodzicielstwie, rozwoju i o tym, co z nas wyrośnie.
-
Ken Robinson – TED – Czy szkoły zabijają kreatywność? (dostępny z polskimi napisami)
-
Richard St. John – TED – 8 sekretów sukcesu (dostępny z polskimi napisami)
-
Aleksander Pawlicki o uczeniu się na błędach
- Baranki
📚 Ken Robinson – Uchwycić Żywioł. O tym, jak znalezienie pasji zmienia wszystko
📬 Nasz rodzicielski newsletter
Jeśli chcesz otrzymywać cotygodniowe informacje o ciekawych wydarzeniach, spotkaniach, książkach, kursach podcastach i innych inicjatywach, które mogą być dla nas rodziców wsparciem w edukacji, rodzicielstwie i rozwoju, zapraszamy do naszego newslettera: https://wydawnictwoelement.pl/newsletter/
Posłuchaj
Dziś rozmawiamy o talentach, o tym, czy każdy je posiada, jak je odkrywać i rozwijać. Zastanawiamy się również, dlaczego niektórzy wydają się szczególnie obdarowani i czy każdy ma w sobie wyjątkowy dar. Poruszamy także temat powołania – czy każdy z nas jest powołany do konkretnego działania i jak to odkryć?
Gościem odcinka jest o. Przemysław Ciesielski OP, dominikanin, współzałożyciel wspólnot Baranków, w których rodziny przygotowują dzieci do Pierwszej Komunii i spowiedzi świętej. Rozmawiamy również o tym, dlaczego spowiedź często bywa źródłem stresu i traumy, oraz jak można przygotować dziecko do tego sakramentu w sposób wolny od lęku.
Ja nazywam się Aleksander Baj i zapraszam na 31. odcinek podcastu Baj Egzempl, w którym poruszamy tematy edukacji domowej, rodzicielstwa, rozwoju i tego, co z nas wyrośnie.
Szczęść Boże, ojcze Przemysławie!
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję, że przyjął ojciec zaproszenie do naszej rozmowy.
Z radością!
Pamiętam, jak się poznaliśmy. Przyjechaliśmy wtedy na mszę rodzinną do Katowic i w trakcie kazania ojciec wspomniał o Kenie Robinsonie. Ci, którzy słuchają naszego podcastu od jakiegoś czasu, pewnie znają to nazwisko – dla nas to ważna postać. Jego idee zainspirowały nas do założenia wydawnictwa, a także – co ciekawe – do poznania się z Dominiką. Szczególnie bliski był nam jego przekaz o odkrywaniu talentów, naturalnego potencjału i pasji.
I tutaj nasuwa się pytanie: po co księdzu Ken Robinson?
Dobre pytanie! Nie pamiętam dokładnie dnia, kiedy o nim usłyszałem, ale pamiętam, że Ola i Marcin Sawiccy wspomnieli mi o nim, a potem pokazali jego pierwsze wystąpienie na TED: Czy szkoły zabijają kreatywność? To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Im dłużej słuchałem jego kolejnych wykładów, im dłużej rozmawialiśmy o nim z Olą i Marcinem, tym bardziej mnie to poruszało.
Z czasem odkryłem, że jego podejście jest bardzo bliskie nauczaniu Ewangelii – szczególnie przypowieści o talentach, która w naszym duszpasterstwie i we wspólnocie Baranków jest nam bardzo droga.
To, co mówił Ken Robinson, można potraktować jako znakomity komentarz do tej przypowieści. Odkrywał w człowieku dobro i inspirował do jego rozwijania, co jest bardzo bliskie chrześcijańskiej wizji życia – nie chodzi tylko o to, by nie czynić zła, ale by czynić dobro i kochać. A do tego Bóg wyposażył każdego z nas w ogromny potencjał.
To świetne nawiązanie do przypowieści o talentach. Przypominam sobie czas, gdy byłem zafascynowany Robinsonem – studiowałem wtedy prawo, ale czułem, że to nie jest moja droga. Nie wiedziałem, co innego mógłbym robić i zastanawiałem się, czy w ogóle mam jakieś szczególne talenty.
Obserwując znajomych, miałem wrażenie, że niektórzy z nich są obdarzeni w sposób wyjątkowy – ktoś miał zdolności matematyczne, ktoś inny był świetny w historii, sporcie czy muzyce. A ja? Nie widziałem u siebie niczego takiego. To rodziło poczucie, że talenty nie są rozdzielane równo.
W przypowieści też tak jest – słudzy otrzymują talenty w różnych ilościach.
Tak, ale warto zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół – każdy dostał bardzo dużo! Trzeba pamiętać, że biblijny talent to około 34 kilogramy złota. To ogromna wartość! Więc nawet ten, który otrzymał „tylko” jeden talent, dostał w rzeczywistości coś bardzo cennego.
Problemem często jest porównywanie się z innymi. Gdy dostrzegamy czyjeś talenty, budzą one naszą fascynację, czasem podziw, a czasem zazdrość. Możemy dojść do wniosku: „Ja też bym tak chciał, ale tego nie mam”. I w tym tkwi trudność – patrzymy na innych zamiast na siebie.
A nawet jeśli patrzymy na siebie, często nie umiemy dostrzec tego, co jest naszym darem. To wynika z wychowania – w dzieciństwie częściej zwracano nam uwagę na błędy niż na to, co robimy dobrze. Rzadko pomagano nam dostrzegać nasze mocne strony.
To, co mówił Ken Robinson, świetnie ilustruje historia Gillian Lynne. Wszyscy uważali, że jest niegrzeczna, że rozrabia w szkole, że trudno z nią wytrzymać. Dopiero ktoś zauważył, że to, co uważano za problem, było w rzeczywistości jej talentem – okazało się, że była niesamowicie uzdolniona w tańcu. Odkrycie tej prawdy odmieniło całe jej życie.
Często tam, gdzie inni – a nawet my sami – widzimy w sobie słabości, kryją się nasze największe dary. Trzeba je tylko odpowiednio rozpoznać i rozwijać.
To bardzo ciekawe, co ojciec mówi o tym, że wszyscy dostajemy bardzo dużo. Ken Robinson podkreślał, że problem tkwi w tym, jak jesteśmy uczeni – szkoła promuje bardzo wąski zakres umiejętności i talentów. Przez to wiele osób nie ma szansy odkryć swoich mocnych stron.
Jego słynne zdanie brzmiało: „Wielu niezwykle utalentowanych, kreatywnych, genialnych ludzi nie uważa siebie za takich, bo to, w czym są dobrzy, nie było doceniane w szkole – albo wręcz było piętnowane.”
I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu – nawet jeśli każdy z nas ma jakiś dar, nie każdy ma wokół siebie osobę, która mu to pokaże. Kogoś, kto powie: „W tym jesteś dobry, to rób.”
Ale co, jeśli nie mamy takiej osoby? Jak sami możemy odkrywać swoje talenty?
To nie jest łatwe, zwłaszcza jeśli przez długi czas byliśmy w środowisku, które nas w tym nie wspierało.
Jestem przekonany, że naturalnym miejscem do odkrywania talentów jest rodzina. Jeśli dom tego nie daje, to jest to trudniejsze – choć nadal możliwe. Może się zdarzyć, że spotkamy kogoś, kto nam pomoże – nauczyciela, trenera, mentora.
Ale jeśli od dziecka nie uczymy się patrzeć na siebie w sposób pozytywny, dostrzegać swoich mocnych stron, to później wymaga to większego wysiłku.
Z chrześcijańskiej perspektywy ważne jest także budowanie relacji z Bogiem. Wchodzenie z Nim w kontakt, wsłuchiwanie się w Jego Słowo – to może pomóc dostrzec, że jesteśmy obdarowani, że mamy coś, co możemy rozwijać i czym możemy służyć innym.
Oczywiście, samo to nie wystarczy – od tego trzeba przejść do działania. A jeśli nie mamy wokół siebie pozytywnego wsparcia, to rzeczywiście potrzeba ogromnej determinacji i wiary w to, że warto rozwijać to dobro, które jest w nas, niezależnie od tego, co mówią inni.
Dokładnie! I dlatego warto próbować różnych rzeczy.
Tu przypomina mi się Aleksander Pawlicki, który mówił o znaczeniu uczenia się na błędach. Opowiadał historię francuskiego naukowca, który odkrył lek po 606 próbach.
606 razy poniósł porażkę, aż w końcu udało mu się dobrać odpowiednie składniki. A potem jeszcze ponad 300 prób, żeby udoskonalić lek i móc podawać go ludziom.
Wyobraźmy sobie, że po dziesięciu nieudanych próbach stwierdziłby: „To nie ma sensu, nie mam do tego talentu.” Ale on nie przestał.
To świetny przykład! Często myślimy, że talent to coś, co powinno nam wychodzić od razu.
Tak! Mamy taką iluzję, że jeśli ktoś ma talent, to po prostu siada na deskę surfingową i od razu płynie. A jeśli nie – to znaczy, że talentu nie ma.
Tymczasem prawdziwy talent wymaga pracy, rozwoju, ćwiczeń. Właśnie dlatego wielcy naukowcy, artyści czy sportowcy to nie ci, którym wszystko od razu wychodziło, tylko ci, którzy się nie poddawali.
To też świetnie obrazuje historia, którą Ken Robinson opowiadał o dziewczynce na lekcji rysunku.
Nauczycielka podeszła do niej i zapytała:
– Co rysujesz?
– Boga.
– Ale przecież nikt nie wie, jak wygląda Bóg.
– Za minutę się dowiecie!
To jest właśnie ten dziecięcy sposób patrzenia na świat – otwarty, kreatywny, wolny od schematów.
Świetna historia! I przypomina mi się jeszcze jedno wystąpienie z TED-a – ośmiu rzeczach, które prowadzą do sukcesu. Na pierwszym miejscu była właśnie wytrwałość.
Nie talent, nie pieniądze, nie okoliczności – tylko wytrwałość.
Dokładnie!
Popatrzmy na Roberta Lewandowskiego czy Igę Świątek – za ich sukcesem stoją lata ciężkiej pracy. Ale kiedy widzimy ich na podium, często nie dostrzegamy tej drogi, wyrzeczeń, błędów i porażek, które musieli pokonać.
To prowadzi nas do kolejnej ważnej kwestii – talentów i powołania.
Czasem mówimy, że ktoś „jest stworzony” do tego, co robi – jak sportowiec, nauczyciel, artysta. Czy to oznacza, że każdy z nas ma powołanie do czegoś konkretnego?
Myślę, że tak.
Tylko znowu – problem tkwi w tym, jak to rozumiemy. Często powołanie kojarzymy tylko z wielkimi sukcesami, z osobami znanymi i podziwianymi.
Ale czy to znaczy, że ktoś, kto pracuje w sklepie, nie może mieć powołania? Jeśli jest tam szczęśliwy, jeśli czerpie radość z tego, co robi – to również jest powołanie.
To ważna perspektywa. Bo często mamy wrażenie, że powołanie to coś wielkiego i spektakularnego.
Tak, a tymczasem powołanie może przejawiać się w codziennych rzeczach.
Pamiętam, jak kiedyś czytałem o mnichu z Góry Athos, który całe życie zmagał się z rozpaczą. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie jest powołanie – ale to była jego droga.
Powołanie to nie zawsze coś łatwego, lekkiego i przyjemnego. To czasem wyzwanie, zmaganie się ze sobą, praca nad sobą.
Czyli kluczowe jest, by szukać swojej drogi i nie porównywać się z innymi?
Tak.
Nie chodzi o to, żeby być jak Iga Świątek czy Robert Lewandowski – ale żeby w swoim życiu znaleźć to, co nas pasjonuje, co daje nam radość i satysfakcję.
Ojciec wspomniał już o spowiedzi dzieci i przygotowaniach do Pierwszej Komunii. Chciałbym zapytać o wspólnotę Baranków, którą ojciec współtworzył. To inicjatywa, w której rodziny przygotowują dzieci do sakramentów razem.
W jednej z rozmów z Olą i Marcinem Sawickimi usłyszałem, że Baranki powstały jako odpowiedź na potrzeby rodzin z edukacji domowej.
Tak, dokładnie tak było.
W edukacji domowej pojawiło się pytanie – co z katechezą, jak przygotować dzieci do sakramentów, skoro nie chodzą do tradycyjnej szkoły?
Sawiccy, jak to oni, nie zostawili tego pytania bez odpowiedzi i zaczęli szukać rozwiązania. W ten sposób powstał pomysł Baranków – wspólnoty rodzin, które biorą na siebie odpowiedzialność za przygotowanie swoich dzieci do Pierwszej Komunii i spowiedzi.
Kluczowa zasada jest taka: dziecko przygotowuje się w domu, w rodzinie, a rodzice są jego przewodnikami na tej drodze. Nie katecheta, nie ksiądz, nie siostra zakonna – ale właśnie rodzice.
To jest duża różnica w porównaniu do tradycyjnego modelu, gdzie wielu rodziców przekazuje przygotowanie dziecka w ręce księdza lub katechety.
Tak. I to może być pewna pułapka.
Szkoła uczy dziecko matematyki, polskiego, fizyki – bo rodzic nie zawsze ma kompetencje, żeby to zrobić samodzielnie. Ale jeśli chodzi o wiarę, to kto ma być pierwszym nauczycielem dziecka, jeśli nie rodzic?
Dla mnie to kluczowa sprawa – rodzice są pierwszymi ewangelizatorami swoich dzieci. Ich dom to pierwsze miejsce, w którym dziecko poznaje Boga. I to od nich zależy, czy ten przekaz będzie autentyczny.
Nie chodzi o to, żeby głosić kazania w domu – ale żeby żyć wiarą w sposób naturalny.
I w tym pomaga wspólnota?
Tak, to bardzo ważny element Baranków.
Rodziny nie są pozostawione same sobie – spotykają się raz w miesiącu, uczestniczą we Mszach, modlitwie, katechezach. To jest nie tylko wsparcie duchowe, ale też praktyczna pomoc – rodzice uczą się od siebie nawzajem, dzielą pomysłami.
Dziecko widzi, że nie tylko jego rodzina żyje wiarą, ale także inne rodziny. To daje mu poczucie wspólnoty Kościoła.
To prawda. Kiedy dołączyliśmy do Baranków, ta wartość wspólnoty była dla mnie ogromnym odkryciem.
Spotkania z innymi rodzinami, które mają te same pytania, wątpliwości, ale też różne doświadczenia, były niesamowicie inspirujące.
Tak, i to działa w obie strony – każdy wnosi coś do wspólnoty.
Jedna rodzina może mieć świetny pomysł na wspólne przygotowanie do Mszy, inna – na modlitwę z dziećmi. Jedni świetnie sobie radzą z codzienną lekturą Pisma Świętego, inni szukają w tym wsparcia.
To jest piękne, że uczymy się od siebie nawzajem.
W Barankach dzieci często przystępują do Pierwszej Komunii wcześniej niż w tradycyjnym modelu.
To budzi wiele pytań – czy są na to gotowe, czy rozumieją, czym jest Eucharystia?
ak, spotykam się z tymi pytaniami.
Pamiętam, jak byliśmy kiedyś na pielgrzymce i ktoś spoza naszej grupy zobaczył małe dzieci przystępujące do Komunii i zapytał: „Ale co one z tego rozumieją?”.
Odpowiedziałem: „A ty co z tego rozumiesz?”.
To pytanie często wynika z myślenia, że Pierwsza Komunia to jak egzamin – że dziecko musi się czegoś nauczyć, zaliczyć pewien poziom wiedzy, a dopiero potem może przyjąć sakrament.
Tymczasem chodzi o coś zupełnie innego.
O relację z Bogiem?
Dokładnie!
Jeśli dziecko ma doświadczenie miłości Boga, jeśli czuje, że On jest kimś bliskim, to to jest wystarczające przygotowanie do sakramentów.
Nie chodzi o to, żeby znać na pamięć cały katechizm – to oczywiście ważne i nauka trwa przez całe życie – ale nie jest warunkiem dopuszczenia do Komunii.
Już Pius X mówił, że dziecko może przystąpić do Komunii, jeśli rozróżnia zwykły chleb od Eucharystii i pragnie spotkać się z Jezusem.
Spowiedź to temat, który budzi wiele emocji.
Często pojawiają się obawy, że może to być dla dziecka traumatyczne przeżycie, że spowiedź skupia się na grzechu i wzbudzaniu poczucia winy.
Tak, to jest bardzo ważny temat.
Niektórzy mówią: „Spowiedź jest straszna, to trauma – zabrońmy dzieciom się spowiadać!”.
Ale problemem nie jest sama spowiedź – tylko to, jak jest przedstawiana. Jeśli dziecko słyszy, że spowiedź to egzamin z grzechów, gdzie musi się bać i wstydzić, to nic dziwnego, że pojawia się lęk.
Dlatego w Barankach przygotowanie do spowiedzi wygląda inaczej.
Czyli jak?
Nie zaczynamy od listy grzechów, tylko od przypowieści o talentach.
Najpierw pomagamy dzieciom odkryć dobro w sobie – talenty, dary, którymi obdarzył je Bóg. Dopiero potem stawiamy pytanie: Co robimy z tym dobrem? Czy je rozwijamy, czy może je marnujemy?
Grzech nie jest „złamaniem zasad” – to zmarnowanie dobra, które w nas jest.
Lubię porównywać to do dziury – zło to brak dobra. Tak jak dziura w drodze nie istnieje sama w sobie, tylko tam, gdzie czegoś brakuje.
To zupełnie inna perspektywa niż ta, w której spowiedź kojarzy się wyłącznie z lękiem przed karą.
To bardzo mi pomogło, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z tym podejściem.
Pamiętam, że długo nad tym myślałem – bo od dziecka mieliśmy w głowie zupełnie inny obraz spowiedzi.
Tak, i dlatego kluczowe jest, żeby zacząć od siebie.
Dziecko nie boi się spowiedzi samo z siebie – często przejmuje lęk od rodziców. Jeśli rodzice traktują ją jako trudny obowiązek, dziecko też tak to zobaczy.
Ale jeśli pokażemy, że spowiedź to spotkanie z Miłosiernym Ojcem, że On przyjmuje nas z miłością, to dziecko będzie chciało się spowiadać – nie z przymusu, ale z radości.
Ojciec wspomniał o tym, że dzieci często przejmują lęk przed spowiedzią od dorosłych.
To bardzo ciekawe, bo mam podobne doświadczenie w edukacji domowej – ludzie pytają nas, czy nasze dzieci stresują się egzaminami. A one po prostu nie wiedzą, że „powinny” się stresować, bo nikt im tego nie powiedział.
I myślę, że ze spowiedzią jest podobnie – jeśli dorośli podchodzą do niej z lękiem, dzieci też to przejmą.
Dokładnie!
To jest ogromna odpowiedzialność nas, dorosłych. Jeśli sami boimy się spowiedzi, jeśli traktujemy ją jak coś strasznego, to nasze dzieci też tak ją odbiorą.
Ale jeśli pokażemy im, że spowiedź to moment uzdrowienia, powrotu do Boga, doświadczenie Jego miłości i miłosierdzia, to one podejdą do niej zupełnie inaczej.
I widzę to w Barankach – kiedy dzieci są dobrze przygotowane, to one naprawdę nie mogą się doczekać pierwszej spowiedzi. To dla nich wielkie, radosne wydarzenie.
To jest niesamowite! Bo w powszechnym myśleniu spowiedź to coś trudnego, pełnego wstydu i poczucia winy.
A tutaj dzieci czekają na nią z radością.
Tak! Bo spowiedź to przede wszystkim spotkanie z kochającym Ojcem, a nie „egzamin z grzechów”.
W Barankach przygotowujemy dzieci do spowiedzi poprzez przypowieść o talentach. Najpierw pomagamy im dostrzec, że są obdarowane przez Boga, że mają w sobie dobro.
Dopiero potem zadajemy pytanie:
– Co z tym dobrem robisz?
– Czy je rozwijasz, czy marnujesz?
To zupełnie inna perspektywa niż „wyliczanie przewinień”.
Dzieci uczą się, że grzech to nie tylko złamanie zasad, ale przede wszystkim zmarnowanie dobra, które jest w nich.
To mi bardzo pomogło, gdy pierwszy raz o tym usłyszałem.
Byłem przyzwyczajony do innego myślenia o spowiedzi – że chodzi głównie o poczucie winy, o to, żeby „być w porządku”.
A tutaj zupełnie nowa perspektywa – spowiedź jako powrót do dobra, które Bóg w nas złożył.
Tak, i dlatego to podejście tak dobrze działa.
Dzieci uczą się, że spowiedź nie jest czymś, czego trzeba się bać – jest miejscem, w którym Bóg przyjmuje nas takimi, jakimi jesteśmy, i uzdrawia nasze serce.
I kiedy się tego doświadczy, to naprawdę trudno się tej spowiedzi bać.
Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu powołania.
Często myślimy o powołaniu w kontekście osób, które osiągnęły wielkie rzeczy – świętych, sportowców, artystów.
Ale czy każdy ma swoje powołanie?
Tak, absolutnie każdy.
Tylko często mylimy powołanie z „wielkością”. Myślimy, że powołani są tylko ci, którzy robią coś spektakularnego.
A tymczasem powołanie może być czymś bardzo zwyczajnym.
Pamiętam rozmowę z Marcinem Sawickim – ktoś pytał go, ile dzieci z ich szkoły zdaje na studia. Odpowiedział, że to nie jest najważniejsze.
Dla nich sukcesem jest, jeśli dziewczyna, która skończy ich szkołę, pracuje w lokalnym sklepie, obsługuje ludzi z uśmiechem i jest szczęśliwa w tym, co robi.
To piękne!
Bo to jest właśnie powołanie – robić to, do czego jesteśmy stworzeni, co daje nam radość i w czym możemy służyć innym.
Nie każdy będzie mistrzem świata w tenisie, ale każdy może odnaleźć swoją drogę.
A co, jeśli ktoś nie wie, jakie jest jego powołanie?
To jest częste pytanie.
Wtedy warto szukać, próbować różnych rzeczy. I nie bać się błędów – one są częścią tej drogi.
I warto pamiętać, że powołanie nie zawsze jest czymś, co od razu przynosi radość i spełnienie.
Czasem to droga pełna zmagań – jak u mnicha z Góry Athos, o którym kiedyś czytałem. Całe życie walczył z rozpaczą.
Czy można powiedzieć, że to było jego powołanie? Myślę, że tak – to była jego droga.
Powołanie to nie zawsze prosta i łatwa ścieżka. Ale jeśli idziemy nią w zgodzie z tym, co jest w nas prawdziwe, to prowadzi nas do czegoś głębszego.
To bardzo ważne, co ojciec mówi – bo często myślimy, że jeśli coś jest trudne, to znaczy, że nie jest naszą drogą.
A tymczasem może być odwrotnie – trudności mogą być częścią powołania.
Tak.
I warto pamiętać, że nie chodzi o porównywanie się z innymi.
Nie muszę być Robertem Lewandowskim, ale mogę być najlepszą wersją siebie – kimś, kto rozwija swoje talenty i używa ich w dobry sposób.
To jest powołanie.
Myślę, że dotknęliśmy dzisiaj wielu ważnych tematów.
Rozmawialiśmy o talentach i o tym, że każdy je ma – tylko nie zawsze potrafimy je dostrzec.
Mówiliśmy o powołaniu – że nie musi być spektakularne, ale jest w każdym z nas.
I o spowiedzi – że nie jest egzaminem, ale spotkaniem z kochającym Bogiem.
Bardzo dziękuję ojcu za tę rozmowę!
Ja również dziękuję – i dziękuję też za to, co robicie w edukacji domowej.
To jest wielkie dobro.
Dziękujemy wszystkim za wysłuchanie tego odcinka!
W opisie znajdziecie linki do wspólnoty Baranków oraz do inspirujących wystąpień, o których rozmawialiśmy.
Do usłyszenia w kolejnym odcinku!