Trzy najważniejsze umiejętności wychowawcze, rodzicielstwo bez kar i krytyki, jak chwalić dzieci

Odcinek 34
Jeśli istnieją sposoby, by przygotować się do rodzicielstwa, jednym z najlepszych są warsztaty z panią Marią Berlińską.
Pani Maria jest terapeutką uzależnień i teolożką, wychowała pięcioro dzieci, przez wiele lat prowadziła rodzinny dom dziecka i od ponad 30. lat prowadzi warsztaty umiejętności wychowawczych, w ramach których pomaga rodzicom rozwiązać ich najbardziej palące problemy i uczy najważniejszych umiejętności.
W tym odcinku rozmawiamy o tym, jakie są najważniejsze umiejętności wychowawcze i jak je rozwijać.
- Czy w rodzicielstwie jest w ogóle miejsce na kary i krytykowanie? Jakie są skutki krytyki?
- Czym się różnią pochwały od komplementów i jak chwalić dziecko w sposób opisowy? Jak dzięki pochwałom budować siłę, pewność siebie i samodzielność dziecka?
- Jak dbać o więź między rodzicami, która jest fundamentem wychowania?
Pani Maria mówi także o największych zagrożeniach stojących przed dziećmi i rodzicami: o zagrożeniach związanych z uzależnieniami, ekranach oraz jak tym zagrożeniom zapobiegać.
Bardzo zapraszamy Was do wysłuchania kolejnego odcinka naszego podcastu Baj Example. O edukacji domowej, rodzicielstwie, rozwoju i o tym, co z nas wyrośnie
- Szkoła dla rodziców i nauczycieli
- Warsztaty umiejętności wychowawczych
📬 Nasz rodzicielski newsletter
Jeśli chcesz otrzymywać cotygodniowe informacje o ciekawych wydarzeniach, spotkaniach, książkach, kursach podcastach i innych inicjatywach, które mogą być dla nas rodziców wsparciem w edukacji, rodzicielstwie i rozwoju, zapraszamy do naszego newslettera: https://wydawnictwoelement.pl/newsletter/
Posłuchaj
Jeśli istnieją sposoby, by przygotować się do bycia rodzicem, jednym z najlepszych jest szkolenie z Panią Marią Berlińską. Ci, którzy ją znają, nie potrzebują rekomendacji. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji jej poznać – Pani Maria jest terapeutką uzależnień, teologiem, matką piątki dzieci, przez wiele lat prowadziła rodzinny dom dziecka, a od ponad 30 lat organizuje warsztaty umiejętności wychowawczych, pomagając rodzinom w rozwiązywaniu najczęstszych i najbardziej palących problemów.
W naszej rozmowie poruszamy temat kluczowych umiejętności rodzicielskich i tego, jak je rozwijać. Dyskutujemy o pochwałach i krytyce – czy w ogóle jest miejsce na krytykę w wychowaniu, jakie są jej konsekwencje i jak unikać nadmiernego krytykowania dzieci. Zastanawiamy się również, czym różnią się pochwały od komplementów i jak chwalić dziecko w sposób, który buduje jego pewność siebie i samodzielność.
Pani Maria mówi także o tym, jak dbać o więź między rodzicami, która jest fundamentem wychowania, oraz o współczesnych zagrożeniach, takich jak uzależnienia, w tym uzależnienie od ekranów, i jak się przed nimi chronić.
Nazywam się Aleksander Baj i zapraszam na kolejny odcinek podcastu Baj Example – o edukacji domowej, rodzicielstwie, rozwoju i tym, co z nas wyrośnie.
Pani Mario, dzień dobry!
Dzień dobry. Bardzo mi miło, że przyjęła Pani zaproszenie i cieszę się, że możemy porozmawiać.
Jest Pani psycholożką?
Profilaktykiem uzależnień – to trochę inaczej, ale można to tak nazwać.
I teologiem. Jest Pani również instruktorką umiejętności wychowawczych?
Prowadzę warsztaty umiejętności wychowawczych od 30 lat.
Wychowała Pani piątkę swoich dzieci i prowadziła rodzinny dom dziecka?
Tak, przez prawie 20 lat. Teraz już zakończyłam tę działalność.
To ogromne doświadczenie – zarówno osobiste, jak i wynikające z pracy z rodzinami. Zastanawia mnie jedna rzecz. Często mówi się, że do wielu ról w życiu trzeba się przygotować, ale do rodzicielstwa formalnego przygotowania nie ma. Gdyby istniało, co Pani zdaniem rodzic powinien wiedzieć, zanim zostanie rodzicem?
Och, to bardzo szeroki temat! Wiele rzeczy powinien wiedzieć. Przede wszystkim trzeba zdać sobie sprawę, że czasy się zmieniają i to, co było ważne dla rodziców sto lat temu, pięćdziesiąt lat temu, dziś może nie mieć znaczenia.
Każde pokolenie dorasta w innym świecie. Dzieci uczą się tego, co jest im potrzebne tu i teraz, a rodzice muszą to rozumieć. To pierwsza ważna rzecz – uświadomić sobie, że wychowujemy dzieci w rzeczywistości, która różni się od tej, w której sami dorastaliśmy.
Jednak jedna kwestia pozostaje niezmienna: znaczenie relacji. Myślę, że to najważniejsza wartość, jaką rodzice mogą przekazać dzieciom, zwłaszcza w dobie wirtualnej rzeczywistości.
Dzieci potrzebują relacji, znajdą je albo w domu, albo gdzieś indziej – w świecie wirtualnym, gdzie często są one płytkie i powierzchowne. Dlatego rodzice powinni dbać o bliskość i więź, nawet jeśli oznacza to, że dziecko czasem będzie się gorzej uczyć lub nie zachowa się idealnie. Najważniejsze jest, aby czuło, że relacje rodzinne są fundamentem jego życia.
To jest niezwykle istotne w dzisiejszych czasach, kiedy świat wirtualny tak mocno wkracza w życie dzieci. Dlatego warto zdać sobie sprawę, że czasem lepiej, żeby dziecko miało słabsze oceny czy nie zachowywało się idealnie, ale za to doświadczyło bliskości i budowało relacje.
To bardzo ciekawe. Właśnie ukazała się książka profesora Marka Kaczmarzyka Potrzeba obecności, w której podkreśla, że fundamentem rozwoju dziecka są relacje – ich siła i jakość.
Tak, obecność rodzica to kluczowa sprawa. Czym jest miłość? To czas, który dajemy dziecku. To jest język miłości. Czas, który ofiarujemy, jest dziś szczególnie trudny do wygospodarowania, bo rodzice są zapracowani, często zabiegani. Nie jest łatwo podjąć decyzję, że może lepiej żyć skromniej, ale być obecnym dla dziecka, zamiast zapewniać mu najdroższe ubrania czy zajęcia dodatkowe.
To się zaczyna wymykać.
Wiem, że nie jest Pani wielką entuzjastką żłobków.
To nie jest tylko mój osobisty brak entuzjazmu. To wiedza, którą potwierdzają badania naukowe. Pierwsze trzy lata życia dziecka są kluczowe dla jego rozwoju. To wtedy kształtują się wzorce przywiązania. Relacja z opiekunem w tym okresie jest fundamentem na całe życie. A jaka jest relacja z opiekunką w żłobku?
Przedszkole to trochę inna sprawa – szczególnie dla jedynaków, którzy potrzebują kontaktu z grupą rówieśniczą. Ale żłobek? Jeśli naprawdę nie ma innego wyjścia, to trudno. Ale jeśli da się tego uniknąć, to warto to zrobić. A jeśli już dziecko musi do niego chodzić, to rodzic musi później zainwestować mnóstwo czasu i energii, by wynagrodzić mu ten brak bliskości.
To nie jest łatwiejsza droga – wręcz przeciwnie, to trudniejsza. Bo po powrocie z pracy rodzic nie ma czasu na odpoczynek, tylko musi jeszcze bardziej poświęcić się dziecku.
To faktycznie duże wyzwanie. Z jednej strony mamy mniej czasu, a z drugiej – jako rodzice – jesteśmy pod ogromną presją, żeby zapewnić dziecku wszystko, co najlepsze. Od najmłodszych lat dzieci mają mnóstwo zajęć dodatkowych.
Ale to wcale nie jest konieczne! Najważniejsze, żeby rodzic był obecny. Nie trzeba od razu zapisywać dziecka na angielski, rytmikę, basen i zajęcia plastyczne. Można po prostu spędzać z nim czas – grać w gry planszowe, budować coś razem, rozmawiać. To nie ma ceny.
Często rodzice skupiają się na rozwoju intelektualnym dzieci, ale zapominają o kreatywności, elastycznym myśleniu, gotowości na zmiany. A przecież przyszłość wymaga od nas coraz większej umiejętności dostosowywania się – nasze dzieci prawdopodobnie kilka razy w życiu zmienią zawód. Muszą być na to przygotowane.
Nie można się tego bać – wręcz przeciwnie, trzeba w dziecku rozwijać ciekawość i otwartość na nowe wyzwania. Do tego jednak potrzebne jest poczucie własnej wartości, które mogą zbudować tylko rodzice.
Jak rodzice mogą pomóc dziecku w budowaniu poczucia własnej wartości?
Przede wszystkim przez akceptację – dziecka takim, jakie jest, wraz z jego emocjonalnością. To trudne, bo dzieci są różne – bywają emocjonalnie niestabilne, rozchwiane, każde rozwija się w swoim tempie. Rodzic musi nauczyć się wspierać je w tym procesie.
Dziecko, które czuje się akceptowane, potrafi wykorzystać wszystkie swoje naturalne zasoby. Bo jeśli wie, że jest wartościowe, to rozwija się naturalnie.
Często spotykam się z sytuacją, kiedy rodzice mówią: „Moje dziecko było takie zdolne w szkole podstawowej, miało czerwony pasek, a teraz w liceum się nie uczy!”. To może być efekt nadmiernej presji i braku akceptacji.
Jak w takim razie pokazywać dziecku, że akceptujemy jego emocjonalność?
Trzeba pamiętać, że czym innym są emocje, a czym innym normy i zasady. Dziecko ma prawo się złościć, być smutne, zirytowane. Ale jednocześnie uczymy je, że są pewne granice – że szanujemy siebie nawzajem, że dbamy o porządek, że zachowujemy się w określony sposób.
Dziecko musi rozumieć, dlaczego coś jest ważne. Dlaczego warto myć zęby? Dlaczego odkładamy buty na miejsce? Nie wystarczy powiedzieć „bo tak trzeba” – trzeba wyjaśnić, po co to robimy i jakie to ma znaczenie dla dziecka.
Jednocześnie warto akceptować to, że nie zawsze ma ochotę na przestrzeganie tych zasad. Można powiedzieć: „Widzę, że nie masz ochoty tego zrobić, ale wiesz, dlaczego to jest ważne, prawda?”.
Czyli nie chodzi o to, żeby pozwalać dziecku na wszystko, ale żeby uczyć je zasad w atmosferze zrozumienia.
Dokładnie. Dziecko powinno czuć, że jest akceptowane, nawet jeśli czasem popełnia błędy. Bo to, co robi, może być niewłaściwe, ale ono samo jest wartościowe.
To wymaga od nas – rodziców – dużej samoświadomości.
Oczywiście. Wychowanie dziecka zaczynamy od siebie.
To ciekawe, bo często oczekujemy od dzieci, że będą się kontrolować, ale sami mamy z tym problem. Jak dziecko krzyczy, kopie, bije rodzeństwo, my – jako rodzice – od razu reagujemy impulsywnie.
Oczywiście, że tak. Ale to my mamy 40 lat, a dziecko ma 5, 7 czy 10. To my powinniśmy podejmować świadome decyzje i kontrolować swoje reakcje. Jeśli mamy z tym problem, to warto nad sobą pracować. Bo to my jesteśmy wzorem dla dzieci – to my mamy ich nauczyć, jak radzić sobie z emocjami.
Rodzic często oczekuje od dziecka, że będzie się opanowywać, ale sam nie daje mu tego przykładu. Tymczasem to właśnie od nas dziecko uczy się, jak wyrażać złość, jak radzić sobie z trudnymi emocjami, jak rozwiązywać konflikty. Jeśli my sami nie potrafimy tego zrobić, nie możemy oczekiwać, że dziecko będzie umiało.
Czyli wychowanie zaczynamy od siebie?
Zdecydowanie. Dlatego zawsze powtarzam, że małżeństwa powinny pracować nad sobą. Rodzice są wzorcotwórczy. To, jak wygląda ich relacja, ma ogromny wpływ na dzieci.
Związek to spotkanie dwóch odmiennych galaktyk. Dwie zupełnie różne osoby próbują razem stworzyć coś trwałego. To nie jest łatwe, ale kluczowe jest wzajemne zrozumienie i akceptacja. Jeśli przy pierwszym konflikcie się rozstajemy, to w kolejnym związku problem powtórzy się tak samo.
Czyli dziecko buduje swoje wzorce relacji i poczucie własnej wartości na podstawie tego, jak traktujemy je, ale też jak wygląda relacja między rodzicami?
Dokładnie. Rodzice są dla dziecka najważniejszym punktem odniesienia. To oni uczą go, czym jest miłość, bliskość, szacunek.
Dlatego tak ważne jest, by pokazywać dziecku, że może być dumne z siebie, nawet jeśli coś nie wyszło idealnie. Jeśli zdobyło trójkę, ale się starało – to już jest coś warte docenienia.
Ale my jako rodzice często mamy tendencję do tego, żeby wytykać, co jeszcze można było zrobić lepiej, zamiast pochwalić za wysiłek.
To ogromny błąd. Dziecko nie będzie miało motywacji do nauki, jeśli zawsze usłyszy, że mogło lepiej. Jeśli docenimy jego wysiłek, jest duża szansa, że następnym razem samodzielnie będzie chciało się postarać bardziej.
Czyli kluczowe jest chwalenie, ale w odpowiedni sposób.
Tak, ale nie komplementami. Komplementy to „Jesteś świetny! Jesteś najlepszy!”, a to nie działa. Chodzi o pochwały opisowe, czyli takie, które opierają się na faktach.
Na przykład: „Widzę, że odwiesiłeś kurtkę i postawiłeś buty na miejsce. Świetnie, że o tym pamiętałeś!”.
Zawsze opisujemy to, co dziecko zrobiło, i kończymy podsumowaniem: „Widzisz? Potrafisz zapamiętać!”.
Tylko wtedy pochwała jest skuteczna, bo dziecko wie, za co konkretnie jest doceniane.
Czyli jeśli widzimy, że dziecko zrobiło coś dobrze, zawsze znajdziemy za co je pochwalić?
Zawsze! Rodzicom wydaje się, że to, co dziecko robi dobrze, to jego obowiązek i że „łaski nie robi”. Ale jeśli nie będzie słyszało pochwał, to może po prostu przestać się starać.
Czasem myślimy: „Nie będę go chwalić za posprzątanie butów, bo przecież wszędzie ma bałagan!”. Ale jeśli dziecko usłyszy, że dobrze zrobiło choć jedną rzecz, to chętniej zrobi kolejną.
A co jeśli boimy się, że za bardzo je pochwalimy i się „rozpuści”?
Nie można przechwalić dziecka opisową pochwałą. Jeśli coś jest prawdą, to nie można tego powiedzieć za dużo.
Komplementy mogą być problemem, bo dziecko może poczuć presję, że zawsze musi być „najlepsze”. Ale jeśli mówimy: „Widzę, że pamiętałeś o stole i posprzątałeś po sobie”, to jest fakt. I to wzmacnia jego poczucie wartości.
Jeden negatywny komunikat ma siedem razy większą siłę oddziaływania niż pozytywny. Czyli jeśli skrytykujemy dziecko raz, żeby to wyrównać, powinniśmy go pochwalić co najmniej siedem razy.
Tylko kto to robi?
Niemal nikt. I właśnie dlatego dzieci często mają niskie poczucie własnej wartości. Wydają się pewne siebie, bywają przemądrzałe, ale to często mechanizm obronny. Dzieci, które naprawdę czują się wartościowe, nie muszą tego udowadniać.
Czyli do najważniejszych umiejętności wychowawczych należą akceptacja dziecka i jego emocji, dbanie o relację między rodzicami oraz umiejętność chwalenia?
Tak. Akceptacja jest fundamentem. Nie ma rozwoju bez akceptacji.
Ale zanim zaczniemy akceptować dziecko, musimy zaakceptować samych siebie.
To duże wyzwanie.
Tak, ale to jedyna droga. Jeśli zaakceptujemy siebie – swoje mocne i słabe strony – to będziemy mieć więcej energii, by pracować nad sobą i pomagać dziecku.
To nie oznacza, że nie powinniśmy się zmieniać. Wręcz przeciwnie – ale dopiero akceptacja daje nam przestrzeń na świadome podejmowanie decyzji o zmianach.
Czyli jeśli czujemy, że mamy trudności w relacji z dziećmi, powinniśmy najpierw przyjrzeć się sobie.
Dokładnie. To jest pierwszy krok. Wiele osób go nie docenia. Często ludzie nie chcą dostrzec, że mogą coś zmienić, bo to dla nich niewygodne.
Ale jeśli zauważymy, że coś w naszym podejściu nie działa, że pewne metody przynoszą odwrotny efekt, to zamiast się frustrować, możemy się zastanowić: „Co mogę zrobić inaczej?”.
Wychowanie dziecka to ogromna odpowiedzialność.
Tak, to jeden z najtrudniejszych „zawodów” na świecie. Nie ma w nim prostych rozwiązań, nie uczy się tego w szkołach, a skutki naszych działań są długofalowe.
Ale jeśli chcemy być lepszymi rodzicami, to mamy szansę się tego nauczyć.
W jaki sposób rodzice mogą Panią znaleźć?
Ja już mam taki wiek, że niekoniecznie chcę być znajdowana. Ale wciąż prowadzę warsztaty w różnych miejscach – w Katowicach, we Wrocławiu, w Poznaniu, w Koszarawie i w Warszawie. Bardzo chętnie zapraszam na nie wszystkich rodziców, którzy chcą pracować nad swoimi umiejętnościami wychowawczymi.
Wiemy z pierwszej ręki, że rodzice bardzo sobie cenią te warsztaty, więc jeśli ktoś z Was ma możliwość w nich uczestniczyć, gorąco do tego zachęcamy.
Tak, póki mogę, to je prowadzę. Nie wiem, jak długo jeszcze będę miała na to siłę, ale na razie działam. Natomiast niezależnie od tego, kto je prowadzi, warto uczestniczyć w warsztatach umiejętności wychowawczych czy w tzw. szkole dla rodziców i nauczycieli. W różnych miastach są organizowane tego typu zajęcia – czasem lepsze, czasem nieco słabsze, ale zawsze wartościowe.
Czyli jeśli ktoś trafi na takie warsztaty w swoim mieście, warto wziąć w nich udział?
Zdecydowanie. Nawet jeśli nie są prowadzone idealnie, zawsze można się czegoś nauczyć. Naprawdę polecam.
Na pewno przygotowanie się do rodzicielstwa wymaga wysiłku, ale to jest wysiłek, który się opłaca.
Oczywiście, bo rodzicielstwo to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie podejmujemy w życiu. A w dzisiejszych czasach jest ono jeszcze trudniejsze – zwłaszcza przez wpływ świata wirtualnego.
Obawia się Pani kontaktu dzieci z technologią?
Tak, ponieważ przez wiele lat pracowałam z osobami uzależnionymi i wiem, jak wielkim zagrożeniem jest uzależnienie od mediów. Już teraz mamy dzieci uzależnione od ekranów, a problem będzie się tylko pogłębiał.
Największym problemem jest to, że nie mamy skutecznych metod leczenia uzależnienia od mediów. W przypadku innych uzależnień mamy pewne strategie terapeutyczne – możemy sięgać do wartości i doświadczeń sprzed uzależnienia. Ale jak leczyć uzależnienie, które zaczęło się w dzieciństwie?
Czy zaleca Pani, by jak najpóźniej wprowadzać dziecko w świat technologii?
Tak, jeśli to tylko możliwe. A jeśli już, to warto zacząć od wspólnego korzystania – na przykład grając razem w gry edukacyjne. Są gry, które wymagają wiedzy z fizyki, chemii czy języka polskiego, żeby przejść na kolejny poziom. To przynajmniej daje jakieś korzyści.
Najgorsze jest to, kiedy dziecko od najmłodszych lat zostaje samo z ekranem. Trzylatek oglądający bajki na telefonie przy jedzeniu? To ogromny błąd. Dziecko może spędzać przed ekranem 15–30 minut, ale nie całe dnie. A niestety znam przypadki dzieci, które spędzają w ten sposób cały dzień.
I jak je potem wyleczyć z uzależnienia? To bardzo trudne. Świat idzie w kierunku cyfryzacji, ale to nie znaczy, że musimy się na wszystko zgadzać.
Technologia stała się częścią naszego życia, ale my jako rodzice musimy umieć ją kontrolować.
Tak, dlatego warto pamiętać, że to, co dziecko widzi w sieci, ma ogromny wpływ na jego rozwój emocjonalny. Trzeba mądrze wybierać treści, z którymi dziecko ma styczność.
Często spotykam się z tym, że dzieci chcą oglądać agresywne treści. Mój wnuk mówi: „Babciu, ja lubię tylko agresywne gry!”. Odpowiadam mu: „Nie mogę się na to zgodzić”. Oczywiście nie jest zachwycony moją reakcją, ale to moja rola jako dorosłego.
On mówi: „Babcia, ale Ty nawet nie wiesz, jak ja lubię agresywne rzeczy!”. Odpowiadam: „Wiem, ale uważam, że Ci to nie służy”. I podaję mu konkretne przykłady – „Nie możesz spać w nocy, boisz się po ciemku”. Staram się tłumaczyć.
Nie spotyka się to z entuzjazmem, ale nie chodzi o to, żeby dziecko było zadowolone, tylko żeby je chronić. Można być stanowczym i konsekwentnym, jednocześnie nie podnosząc głosu.
Czyli wychowanie to ciągła praca nad sobą i swoimi reakcjami.
Dokładnie. Jeśli jako rodzice czujemy, że coś nam nie wychodzi, warto się temu przyjrzeć i szukać sposobów, by to poprawić.
Czasem ludzie myślą, że jeśli zauważą swoje błędy, to znaczy, że są beznadziejnymi rodzicami. A to nieprawda! To pierwszy krok do zmiany na lepsze.
Wielu rodziców tkwi w nieskutecznych metodach wychowawczych tylko dlatego, że nie chcą się przyznać, że coś nie działa. Ale warto zadać sobie pytanie: „Czy to, co robię, przynosi efekty? Czy moje dziecko się rozwija, czy może zamyka w sobie?”.
Jeśli coś nie działa, to może warto to zmienić. Nie musimy być idealnymi rodzicami, ale możemy być rodzicami, którzy się rozwijają i uczą.
To bardzo cenna refleksja. Pani Mario, bardzo dziękujemy za tę rozmowę i za Pani pracę.
Dziękuję.
Dziękujemy również naszym słuchaczom – jeśli macie możliwość, warto poszukać warsztatów umiejętności wychowawczych lub szkoły dla rodziców i nauczycieli.
Tak, naprawdę warto. To trudne zadanie – wychowanie dzieci – i nie zawsze wiemy, jak to robić najlepiej. Ale zawsze możemy się tego uczyć i doskonalić swoje podejście.
Jeszcze raz bardzo dziękujemy.
Dziękuję.