Szkoła, Wychowanie

Fragment – Kreatywne szkoły – Ken Robinson

Sir Ken Robinson podkreślał, że jego życiową misją jest zmiana szkół publicznych. Życzył sobie, aby po jego śmierci jego praca była kontynuowana. Wielu z nas zastanawia się, co właściwie możemy zrobić? Odpowiedź znajdziecie w poniższym fragmencie książki Kreatywne szkoły.

Minuta przed północą

Czy martwisz się o edukację? Ja tak. Jednym z moich najpoważniejszych zmartwień jest to, że choć systemy edukacji na całym świecie są poddawane reformom, to w wielu przypadkach reformy te przeprowadzane są z motywów politycznych i komercyjnych, przy błędnym rozumieniu tego, w jaki sposób ludzie tak naprawdę się uczą i jak działają wspaniałe szkoły. W rezultacie niszczy się perspektywy niezliczonej liczby młodych ludzi. Prędzej czy później, z pozytywnym czy negatywnym skutkiem, reformy te dotkną także Ciebie lub kogoś, kogo znasz. To ważne, by zrozumieć, czego dotyczą. Jeśli zgadzasz się z tym, że idą w złym kierunku, mam nadzieję, że staniesz się częścią ruchu na rzecz bardziej holistycznego podejścia, w którym pielęgnuje się zróżnicowane talenty wszystkich naszych dzieci.

W tej książce chcę pokazać, w jaki sposób kultura standaryzacji krzywdzi uczniów i szkoły, oraz zaprezentować inny sposób myślenia o edukacji. Chcę także pokazać, że kimkolwiek i gdziekolwiek jesteś, masz siłę, by zmieniać system. Zmiany już zachodzą. Na całym świecie jest dużo świetnych szkół, wspaniałych nauczycieli i inspirujących liderów, którzy kreatywnie pracują, by zapewnić uczniom taką edukację, jakiej potrzebują  – spersonalizowaną, wrażliwą i zorientowaną na społeczności. Są całe okręgi, a nawet krajowe systemy oświaty, które zmierzają w tym samym kierunku. Ludzie na każdym szczeblu tych systemów wywierają nacisk, by wprowadzać zmiany, za którymi się opowiadam.

W 2006 roku wystąpiłem na konferencji TED (Technology, Entertainment and Design) w Kalifornii z prelekcją zatytułowaną „Czy szkoły zabijają kreatywność?”. Sednem tej prelekcji było, że wszyscy rodzimy się z ogromnymi pokładami naturalnych talentów, ale do czasu kiedy kończymy szkołę, zdecydowanie zbyt wielu z nas traci z nimi kontakt. Jak to wówczas ująłem: wielu niezwykle utalentowanych, genialnych ludzi nie uważa siebie za takich, ponieważ to, w czym byli dobrzy, nie było w szkole doceniane albo było wręcz napiętnowane. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są katastrofalne zarówno dla jednostek, jak i dla zdrowia wspólnot, w których żyjemy.

Moje wystąpienie okazało się najczęściej oglądanym w historii TED. Nagranie ma ponad trzydzieści milionów odsłon (w chwili publikacji tego fragmentu nagranie ma ponad sześćdziesiąt pięć milionów odsłon i wciąż jest najczęściej oglądanym w historii TED) i szacuje się, że obejrzało je około trzystu milionów ludzi na całym świecie. Wiem, że nagrania Miley Cyrus ogląda znacznie więcej osób, ale ja nie tańczę w majteczkach.

Odkąd nagranie z mojego wystąpienia zostało zamieszczone w Internecie, słyszałem od setek uczniów na całym świecie, że pokazali je swoim nauczycielom lub rodzicom, od rodziców, że pokazali je dzieciom, od nauczycieli, że pokazali je swoim dyrektorom, i od kuratorów, że pokazali je wszystkim. Przyjmuję to za dowód, że w swoich poglądach nie jestem odosobniony. Same problemy także nie są nowe.

W zeszłym roku przemawiałem na jednej z uczelni na środkowym wschodzie USA. Podczas przerwy obiadowej jeden z wykładowców powiedział do mnie: „Robisz to już od dawna, prawda?”. Zapytałem: „Co?”, a on odpowiedział: „Starasz się zmieniać edukację. Ile to już trwa, osiem lat?”. Zapytałem: „Jak to osiem?”, odpowiedział: „Od tej prelekcji na konferencji TED”. Odparłem: „No tak, ale byłem na świecie już wcześniej…”.

Pracuję w edukacji od ponad czterdziestu lat, jako nauczyciel, badacz, szkoleniowiec, egzaminator i doradca. Pracowałem z najróżniejszymi ludźmi, instytucjami i całymi systemami edukacji, a także z przedstawicielami biznesu, rządów i organizacji kulturalnych. Kierowałem praktycznymi inicjatywami na poziomie szkół, okręgów i całych krajów, a także pomagałem tworzyć nowe instytucje. W tym wszystkim działałem na rzecz bardziej zrównoważonego, spersonalizowanego i kreatywnego podejścia do edukacji.

Już od bardzo dawna, a ze szczególnym nasileniem od dziesięciu lat, ludzie na całym świecie mówią mi, jak bardzo są sfrustrowani ogłupiającym wpływem testów i standaryzacji na nich samych, na ich dzieci lub przyjaciół. Wielu czuje, że są bezradni i że nie mogą nic zrobić, by zmienić edukację. Inni mówią, że lubią moje prelekcje w Internecie, ale denerwuje ich, że nie mówię, co mogą zrobić, żeby zmienić system. Mam trzy odpowiedzi. Pierwsza jest taka: „To było osiemnastominutowe wystąpienie, daj mi spokój”. Druga brzmi: „Jeśli naprawdę interesuje cię to, co na ten temat sądzę, opublikowałem różne książki, raporty i strategie, które być może uznasz za pomocne”. Trzecią odpowiedzią jest ta książka.

Często słyszę te same pytania: co jest nie tak w edukacji i dlaczego? Gdybyś mógł stworzyć edukację od nowa, jak by wyglądała? Czy byłyby w niej szkoły? Czy byłyby różne rodzaje szkół? Co by się w nich działo? Czy każdy musiałby do nich chodzić? W jakim wieku dzieci zaczynałyby się uczyć? Czy wprowadziłbyś testy? I skoro mówisz, że ja także mogę coś zmienić w edukacji, to jak mam zacząć?

[…]

Wszyscy lubimy opowieści, nawet jeśli nie są prawdziwe. Jednym ze źródeł wiedzy o świecie dla dorastającej osoby są opowieści, które słyszy. Niektóre z nich dotyczą określonych wydarzeń i osób z kręgu naszej rodziny i przyjaciół. Inne są częścią większej kultury, do której należymy  – mitów, baśni czy bajek o życiu, które urzekały ludzi od pokoleń. W tych, które często się opowiada, granica pomiędzy faktami a mitami może się zacierać i łatwo możemy pomylić jedne z drugimi. Tak właśnie jest w przypadku opowieści o edukacji, w którą wielu ludzi wierzy, pomimo że nie jest i nigdy nie była prawdziwa. Ta opowieść jest taka:

Młodzi ludzie idą do szkoły podstawowej głównie po to, żeby nauczyć się elementarnych umiejętności czytania, pisania i liczenia. Umiejętności te są niezbędne, żeby mogli dobrze poradzić sobie w szkole średniej. Jeśli następnie pójdą na studia wyższe i zdobędą dobre wykształcenie, znajdą dobrze płatną pracę, a cały kraj także będzie dobrze prosperował.

W tej opowieści prawdziwa inteligencja przejawia się w tych umiejętnościach, których używamy w nauce szkolnej. Dzieci rodzą się z różną ilością tej inteligencji, dlatego oczywiście jedne dobrze radzą sobie w szkole, a inne nie. Te, które są naprawdę inteligentne, idą na dobre uniwersytety z innymi naukowo bystrymi uczniami. Ci, którzy kończą studia z dobrym wynikiem na dyplomie, mają zagwarantowaną dobrze płatną pracę w zawodzie i własne biuro. Uczniowie mniej inteligentni, naturalnie, gorzej radzą sobie w szkole, a niektórzy ją porzucają. Ci, którzy kończą szkołę średnią, mogą zakończyć edukację na tym poziomie i poszukać gorzej płatnej pracy. Mogą także kształcić się dalej, ale w mniej akademickich, a bardziej zawodowych kierunkach, i zdobyć przyzwoitą pracę w sferze usług lub pracę fizyczną, z własnym zestawem narzędzi.

Jeśli przedstawić tę opowieść aż tak dramatycznie, może przypominać karykaturę. Ale kiedy przyjrzymy się temu, co się dzieje w wielu szkołach, kiedy posłuchamy, czego wielu rodziców oczekuje od swoich dzieci i dla nich, kiedy zastanowimy się nad tym, co wielu decydentów na całym świecie rzeczywiście robi, to wydaje się, że oni naprawdę wierzą, że obecne systemy edukacji są zasadniczo w porządku, a nie działają tak dobrze, jak powinny, ponieważ standardy spadły. W konsekwencji większość wysiłków koncentruje się na podnoszeniu standardów przez zwiększanie konkurencyjności i odpowiedzialności. Być może Ty także wierzysz w tę opowieść i zastanawiasz się, co z nią jest nie tak.

Ta opowieść to niebezpieczny mit. Jest jednym z głównych powodów, dla których tak wiele reform się nie sprawdza. Wręcz przeciwnie, potęgują często właśnie te problemy, które mają rozwiązywać. Problemy te to między innymi niepokojący odsetek osób, które nie kończą szkół czy uniwersytetów, poziom stresu i depresji  – a nawet samobójstw  – wśród uczniów i nauczycieli, spadek wartości dyplomów wyższych uczelni, gwałtowny wzrost kosztów zdobycia takich dyplomów oraz rosnący poziom bezrobocia zarówno wśród absolwentów, jak i wśród osób bez wyższego wykształcenia.

Politycy często zachodzą w głowę, jak rozwiązać te problemy. Czasem nakładają kary na szkoły za to, że nie stają na wysokości zadania. Bywa także, że uruchamiają programy naprawcze, aby przywrócić im efektywność. Ale problemy pozostają, a pod wieloma względami stają się nawet większe. Powodem jest to, że przyczyną wielu z nich jest sam system.

Wszystkie systemy działają w sposób dla siebie właściwy. Kiedy miałem dwadzieścia kilka lat i mieszkałem jeszcze w Liverpoolu, wybrałem się do rzeźni. (Już nie pamiętam po co. Pewnie byłem na randce). Rzeźnie budowane są po to, żeby zabijać zwierzęta. I działają. Niewiele zwierząt ucieka i zakłada stowarzyszenia ocalonych. Kiedy doszliśmy do końca, przeszliśmy obok drzwi z tabliczką: „weterynarz”. Wydawało mi się, że ta osoba musi czuć się mocno przygnębiona pod koniec przeciętnego dnia, i zapytałem przewodnika, po co w rzeźni weterynarz. Czy nie jest na to już trochę za późno? Przewodnik odpowiedział, że weterynarz przychodzi okresowo, żeby przeprowadzić losowe sekcje zwłok. Pomyślałem, że musiał już zdążyć wpaść w rutynę.

Jeśli projektujemy system po to, by robił określoną rzecz, nie dziwmy się, że ją robi. Jeśli opieramy system edukacji na standaryzacji i ujednolicaniu i tłumimy w nim indywidualność, wyobraźnię i kreatywność, nie dziwmy się, że to właśnie robi.

Jest różnica pomiędzy symptomami a przyczynami. Jest wiele symptomów obecnej choroby edukacji, które nie ustaną, dopóki nie zrozumiemy istoty problemów, z których te symptomy wynikają. Jednym z nich jest przemysłowy charakter edukacji publicznej. Krótko mówiąc, problem polega na tym, że w większości krajów rozwiniętych do połowy dziewiętnastego wieku nie było systemów masowej, publicznej edukacji. Systemy te zostały opracowane w dużej mierze po to, by sprostać potrzebom pracy w czasach rewolucji przemysłowej, i zorganizowane zostały na zasadach produkcji masowej. Ruch standaryzacji koncentruje się rzekomo na tym, żeby uczynić te systemy bardziej efektywnymi i solidniejszymi. Problem w tym, że te systemy są z natury nieprzystosowane do zupełnie nowych okoliczności dwudziestego pierwszego wieku.

W ciągu ostatnich czterdziestu lat populacja świata się podwoiła  – z niecałych trzech miliardów do ponad siedmiu miliardów. Jesteśmy największą populacją ludzi, jaka kiedykolwiek żyła na Ziemi, a liczby gwałtownie rosną. Jednocześnie technologie cyfrowe zmieniają sposób, w jaki wszyscy pracujemy, bawimy się, myślimy, odczuwamy i kształtujemy relacje ze sobą nawzajem. Ta rewolucja dopiero się zaczyna. Stare systemy edukacji nie zostały stworzone z myślą o takim świecie. Ulepszanie ich przez podnoszenie konwencjonalnych standardów nie sprosta wyzwaniom, przed jakimi dziś stajemy.

Nie zrozum mnie źle  – nie sugeruję, że wszystkie szkoły są beznadziejne i że cały system jest w opłakanym stanie. Oczywiście tak nie jest. Publiczna edukacja przyniosła najróżniejsze korzyści milionom ludzi, wliczając mnie. Nie mógłbym mieć takiego życia, jakie miałem, gdyby nie publiczna edukacja, którą otrzymałem w Anglii. Dorastałem w Liverpoolu w dużej robotniczej rodzinie i moje życie mogło potoczyć się w zupełnie innym kierunku. Edukacja otworzyła mój umysł na świat wokół i dała mi podstawy, na których zbudowałem swoje życie.

Dla niezliczonej liczby innych ludzi publiczna edukacja była ścieżką do osobistego spełnienia albo drogą ucieczki z biedy i marginesu. Wielu ludzi odniosło w tym systemie sukces i dobrze sobie dzięki niemu poradziło. Byłbym śmieszny, gdybym sugerował, że jest inaczej. Jednak zdecydowanie zbyt wielu nie odniosło po długich latach edukacji takich korzyści, jak powinni. Sukces tych, którzy dobrze sobie radzą, okupiony jest wysokimi kosztami płaconymi przez tych, którzy ponoszą porażkę. W miarę jak ruch standaryzacji nabiera tempa, tę cenę płaci coraz więcej uczniów. Zbyt często ci, którzy odnoszą sukces, robią to pomimo dominującej kultury edukacji, a nie dzięki niej.

Co zatem możesz zrobić? Niezależnie od tego, czy jesteś uczniem, nauczycielem, rodzicem, dyrektorem placówki czy decydentem, jeśli w jakikolwiek sposób jesteś zaangażowany w edukację, możesz być częścią zmiany. W tym celu potrzebujesz trzech form zrozumienia: krytyki obecnego stanu rzeczy, wizji tego, jak edukacja powinna wyglądać, oraz teorii zmiany, aby wiedzieć, jak przejść od pierwszej do drugiej. To właśnie prezentuję w tej książce na podstawie doświadczeń własnych oraz wielu innych ludzi.

[…]

Choć edukacja jest sprawą globalną, w nieunikniony sposób stanowi oddolny proces. Zrozumienie tego jest kluczem do transformacji. Świat przechodzi rewolucyjne zmiany i potrzebujemy rewolucji także w edukacji. Jak w przypadku większości rewolucji na tę zanosiło się od długiego czasu i w wielu miejscach jest już w zaawansowanym stadium. Nie idzie od góry na dół. Idzie  – bo tak musi  – od dołu do góry.

W książce Kreatywne szkoły Ken Robinson rozwija myśli zawarte w swojej słynnej prelekcji „Czy szkoły zabijają kreatywność” i prezentuje przełomowe, praktyczne rozwiązania dotyczące kluczowej kwestii dla współczesnych społeczeństw: transformacji szkół i systemów edukacji.

Robinson krytykuje przestarzały, przemysłowy model edukacji i pokazuje, jak wdrożyć wysoce spersonalizowany, ekologiczny model, który pozwala na wykorzystanie bezprecedensowych możliwości XXI wieku, by wykształcić całe osobowości uczniów i przygotować ich do wyzwań współczesnego świata.

Prezentuje ponad 70 przykładów szkół, projektów, nauczycieli i dyrektorów, którzy już dziś zmieniają edukację. Dzięki nim pokazuje, co możesz zrobić już teraz, by zapewnić dzieciom edukację dostosowaną do ich potrzeb.

Dodaj komentarz