Szkoła, Wychowanie, Zabawa

André Stern – I nigdy nie chodziłem do szkoły

Ludzie, którzy usłyszeli moją historię, nie mogą już udawać, że nie wiedzą. Bez względu na to, w jakim stopniu zostali poruszeni tą opowieścią, mają już świadomość, że szkoła nie jest jedyną drogą do edukacji i sukcesu.

Zapraszamy do przeczytania fragmentu książki …I nigdy nie chodziłem do szkoły, w którym André Stern opowiada swoją historię – historię dziecka, które nigdy nie chodziło do szkoły.

Fragment książki

“…I nigdy nie chodziłem do szkoły”

André Sterna

Zachwyćmy się!

Sporo się zmieniło od pierwszego wydania tej książki. Na świat przyszedł mój syn, wziąłem udział w przełomowych spotkaniach, zawarłem wspaniałe przyjaźnie, nawiązałem kontakty, które skutkują owocną współpracą. Odwiedziłem wiele miejsc ze swoimi wykładami i książkami, miałem też okazje do rozmów z wieloma osobami, które dzieliły się ze mną swoją tęsknotą za powiewem nowości, większą wolnością, zachętą i inspiracją.

W naszym społeczeństwie panuje przekonanie, że ktoś, kto nie chodzi do szkoły, musi wyrosnąć na nieokrzesanego analfabetę bez pracy i przyjaciół. Już od dawna odczuwałem potrzebę powiedzenia, że to nieprawda. Chciałem też przyczynić się do przełamania uprzedzeń i obaw. Wiedza o możliwości życia bez szkoły, która tylko początkowo sprawia wrażenie niedorzecznej, może pomóc w postrzeganiu własnej drogi jako ważnej i cennej, nawet jeśli nie mieści się ona w typowych ramach wyznaczonych przez społeczeństwo.

Ludzie, którzy usłyszeli moją historię, nie mogą już udawać, że nie wiedzą. Bez względu na to, w jakim stopniu zostali poruszeni tą opowieścią, mają już świadomość, że szkoła nie jest jedyną drogą do edukacji i sukcesu. Cieszę się, gdy ludzie piszą do mnie, że przeczytali tę książkę i w rezultacie podjęli świadomą decyzję, by nie posyłać dziecka do tradycyjnej szkoły – w takiej sytuacji naprawdę można mówić o podjęciu decyzji. Ci ludzie rozważyli przynajmniej dwie możliwości i wybrali tę, która im bardziej odpowiadała.

Jakiś czas temu od dawna towarzyszące mi przeczucie potwierdziło pewne odkrycie, wskazując mi tym samym odpowiedni kierunek. Z wykładu Geralda Hüthera, neurobiologa zajmującego się badaniem mózgu, dowiedziałem się o zasadniczej funkcji, jaką dla ludzkiego mózgu pełni zachwyt:

Małe dziecko osiąga stan maksymalnego zachwycenia od dwudziestu do pięćdziesięciu razy dziennie. W mózgu dochodzi wówczas do aktywacji ośrodków odpowiedzialnych za emocje. Znajdujące się tam komórki nerwowe mają długie wypustki sięgające innych części mózgu. Zakończenia tych wypustek uwalniają całą mieszankę neuroplastycznych substancji semiochemicznych. Substancje te sprawiają, że połączone skupiska komórek nerwowych prowadzą wzmożoną produkcję niektórych białek wykorzystywanych do rozrostu nowych wypustek, wytwarzania nowych połączeń oraz utrwalenia i stabilizacji tych połączeń, które aktywizowane są w mózgu w celu rozwiązania jakiegoś problemu lub przezwyciężenia nowego wyzwania. Dlatego właśnie człowiek staje się coraz lepszy w tym, co robi z zachwytem. Każdy mały przypływ zachwytu prowadzi w pewnym sensie do powstania w mózgu swoistego autodopingu. W ten sposób produkowane są substancje wykorzystywane do wszystkich procesów rozwoju i przebudowy sieci neuronowych. Jest to nad wyraz proste: mózg rozwija się w zależności od tego, co i jak stymuluje jego zachwyt.

Jak rozwija się dziecko w warunkach pożądanych z punktu widzenia wyników badań nad mózgiem? Nie można decydować o przyszłym kształcie procesu uczenia się bez udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Moja historia dostarcza długofalowych rozwiązań tego problemu.

Miałem bowiem to rzadkie szczęście (i nie jest to moja osobista zasługa, ale coś, co mi się po prostu przydarzyło!) dorastać właśnie w takich warunkach – nigdy nie chodziłem do szkoły.

Gdy miałem ochotę, mogłem codziennie przez sześć godzin uczyć się bez przerwy niemieckiego, i nikt nie mówił mi po czterdziestu pięciu minutach, że czas się skończył, a ja powinienem zabrać się za matematykę lub biologię.

Nigdy nie musiałem mierzyć się z pytaniem, z którego przedmiotu jestem słaby, żeby wiedzieć, co mam doskonalić – mogłem robić dokładnie na odwrót: mogłem doskonalić to, co mnie zachwycało, w czym już byłem dobry, a mogłem stać się jeszcze lepszy. Nie mam dzisiaj w związku z tym żadnych obaw co do ewentualnych braków, bo wiem, że czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nauczy się w poczuciu szczęścia.

Żyłem w przeświadczeniu, że każda przerwana czynność będzie kontynuowana potem w miejscu, w którym ją przerwałem. Nie musiałem opóźniać czasu pójścia do łóżka, żeby jeszcze trochę się pobawić, bo wiedziałem, że następnego ranka wrócę do zabawy i nie będę musiał nigdzie iść.

Nigdy nie byłem zainteresowany porównywaniem się z innymi pod względem wiedzy. Obchodzi mnie tylko to, co można osiągnąć w wyniku połączenia wiedzy mojej i innych. Partnerstwo zamiast rywalizacji. Sprawienie, by różne doświadczenia i trudności służyły wspólnie osiągnięciu wyższego celu.

Byłem bardzo zwykłym dzieckiem. Każde dziecko mogłoby przeżyć coś podobnego. Do tego nie jest potrzebne specjalnie przygotowane środowisko – wystarczy zachwyt. Niezbędne są też wolność, zaufanie, szacunek i czas. Nic więcej, ale też nic mniej. Wszystko to leży w zasięgu ręki, dostępne również dla rodziców pozbawionych środków i dla tak zwanych „grup niewykształconych”. Całą resztę wnosi dziecko. A to ogromnie ubogaca całą rodzinę.

Spotkanie z Gerardem Hütherem zmotywowało mnie o tyle, że zbudowało naukowe podwaliny doświadczeniu mojego dzieciństwa, przez co pozwoliło włączyć je w krajobraz edukacji, umożliwiło zajęcie stanowiska po stronie osób patrzących w przyszłość, reprezentowania wciąż zapominanych dzieci oraz przyłożenia ręki do niedoktrynalnej debaty na temat przyszłości uczenia się w Europie.

Oprócz mojej współpracy z uczelniami pedagogicznymi i uniwersytetami, doskonałą okazją ku temu stał się dialog na temat przyszłości zainicjowany przez niemiecką kanclerz. Moja propozycja nosiła tytuł Zaproszenie, zachęta i inspiracja do entuzjazmu i zdobywania kompetencji poprzez stymulowaną praktykę i na etapie głosowania zajęła czwarte miejsce w kategorii Jak chcemy się uczyć? Ostatecznie do dialogu zaproszeni zostali tylko kandydaci z bardziej popularnej kategorii Jak chcemy razem żyć? Dziesięć propozycji, które zgromadziły największą liczbę głosów, należało właśnie do tej kategorii wagi ciężkiej, a tym samym temat kategorii lekkiej Jak chcemy się uczyć?wylądował koniec końców w szufladzie. Co prawda narzuca się pytanie, dlaczego stworzono aż trzy kategorie tematyczne, ale nie ma ono wpływu na fakt, że moja propozycja w kwestii Przyszłość uczenia się zajęła miejsce czwarte.

Poza tym Niemiecka Partia Piratów, której pełnomocnik ds. edukacji zaprosił mnie w tym samym czasie na wykład połączony z dyskusją panelową, uwzględniła już w swoim programie likwidację obowiązku szkolnego na rzecz obowiązku edukacji. Również inni politycy zwrócili uwagę na moje starania.

Rozmowa z reżyserem filmowym Erwinem Wagenhoferem dostarczyła mi jeszcze jednego powodu do podzielenia się swoją historią. Zwrócił mi uwagę na to, że ta opowieść ma szansę stać się zachętą dla wielu osób: gdyby całym pokoleniom doświadczającym niepowodzeń w szkole, które myślą, że nie mają żadnych szans na pomyślność, obwieścić, że z całą pewnością można odnosić sukcesy bez kwalifikacji, pomogłoby to uwolnić te osoby od towarzyszącego im strachu i powstałą przestrzeń wypełnić nadzieją.

Życie zachwytem ma skutek uboczny – jest nim rozwój kompetencji. Te z kolei generują sukces. Jaka to ulga dowiedzieć się, że istnieje możliwość uwolnienia się od atakującej nas ze wszech stron presji sukcesu na rzecz dostępnego dla wszystkich, osobistego zachwytu!

Wiosna w edukacji już nadeszła.

Zachwyćmy się!

André Stern,

styczeń 2011

Książka …I nigdy nie chodziłem do szkoły André Sterna opowiada o szczęśliwym dzieciństwie, przepełnionym zaufaniem, wolnym od rywalizacji i ocen. To opowieść o dziecku, dla którego entuzjazm i zachwyt stanowiły naturalne i niewyczerpalne źródło inspiracji oraz motywacji do działania.

To, o czym mówię, to nie metoda, tylko postawa życiowa. Postawa zaufania. Ukułem sobie takie pojęcie: ekologia dzieciństwa. To zaproszenie do stawiania pytań, ale zamiast pytać, czego ja mogę nauczyć dziecko, trzeba pytać, czego mogę nauczyć się od dziecka. Dzieci nie uznają hierarchii wartości, rasizmu, seksizmu, są otwarte na innych ludzi, nie patrzą na religię, stan posiadania, kolor skóry, nie trzeba ich uczyć tolerancji, bo nie wiedzą, co to jej brak. Otwartość, brak stereotypów – oto droga do lepszego świata. Dzieci są otwarte, szukają różnorodności, intuicyjnie czują, że to je wzbogaca, współpracują z innymi, umieją wykorzystywać wiedzę innych, by razem stworzyć to, czego w pojedynkę nie dadzą rady.

Andre stern edukacja domowa

Dodaj komentarz