Szkoła, Wychowanie

Marek Kaczmarzyk – O tym, co możemy jedynie zaakceptować

strefa-napiec-akceptacja

“Nie mam ani jednej złotej rady. (…) Mówię zwykle o tym, czego nie możemy zmienić. O tym, co możemy jedynie zrozumieć i zaakceptować. A to właśnie przychodzi nam najtrudniej” – Marek Kaczmarzyk

Zapraszamy do przeczytania fragmentu Strefy napięć, w którym profesor Marek Kaczmarzyk pisze o tym, co możemy, a czego nie możemy zmienić w naszych relacjach z nastolatkami.

Wprowadzenie

Fragment książki “Strefa napięć” profesora Marka Kaczmarzyka

Obserwując codzienność, często mamy wrażenie, że zawodzimy jako rodzice, wychowawcy czy nauczyciele. Szukamy więc rozwiązań. Szukamy ludzi, którzy we własnych rodzinach poradzili sobie z problemami podobnymi do naszych. Takich, którzy stanęli na wysokości zadania. Przecież są tacy, prawda? Widzimy na Facebooku i Instagramie ich uśmiechnięte twarze. Na zamieszczonych tam fotografiach obejmują czule swoich bliskich w otoczeniu gromadki rozbawionych dzieci. Niektórzy zdają sobie sprawę z własnego uprzywilejowania – ci piszą bezcenne poradniki. Piszą o tym, jak zmienić burzowy zazwyczaj krajobraz rodzinny w oazę miłości i spokoju.

Strefa napięć nie jest takim poradnikiem. Warto o tym wiedzieć na samym początku, żeby nie szukać tu na próżno stu sposobów na dogadanie się z dzieckiem. Jeśli na to liczysz, zrezygnuj z czytania, bo czeka cię rozczarowanie. Zanim się jednak pożegnamy, chciałbym zapewnić, że gotowe recepty na zażegnanie międzypokoleniowego konfliktu nie istnieją. Bez względu na punkt widzenia, jaki przyjmiemy, ludzkiego życia nie da się sprowadzić do zbioru prostych zadań i problemów, które można rozwiązać w jeden uniwersalny sposób. To prawda, że za twoimi drzwiami ustawia się już kolejka „specjalistów” gotowych rozwiązywać takie czy inne problemy. Nie jestem jednym z nich. Nie mam ani jednej złotej rady.

Od tej deklaracji zaczynam zazwyczaj spotkania, wykłady i szkolenia. To niekomfortowe zadanie, ponieważ oczekuje się ode mnie – jak to od specjalisty – że będę doradzać. W jaki sposób poprawić jakość życia? Co udoskonalić? Ja jednak przeciwnie: mówię zwykle o tym, czego nie możemy zmienić. O tym, co możemy jedynie zrozumieć i zaakceptować. A to właśnie przychodzi nam najtrudniej.

Żyjemy dzisiaj w przekonaniu, że nie ma rzeczy niemożliwych, że chcieć znaczy móc. To oczywiście piękne podejście. Tak wiele przecież od nas zależy. Tak wiele możemy zmieniać w sobie i wokół siebie. Po co jednak mielibyśmy sobie wmawiać, że damy radę coś zmienić, jeśli leży to poza granicami naszych możliwości?

Dlatego cieszy mnie, że sięgnąłeś po moją książkę, drogi Czytelniku. Cieszy, ale nie dziwi. Jest to bowiem, jak zauważyłeś, czytając opis na okładce, rzecz o tym, co dzieje się w każdym domu, każdej szkole, w świetlicy czy klubie sportowym – w każdym miejscu, gdzie spotykają się ludzie w różnym wieku. Mimo pełnego zaangażowania, autentycznych uczuć i świadomości, jak bardzo zależy nam na sobie, są to miejsca, w których niejednokrotnie dzieją się rzeczy bolesne i trudne do zaakceptowania. A przecież powinno być inaczej. Przecież nasze wzajemne uczucia powinny nas chronić przed wyrządzaniem sobie krzywdy.

Świadomość granic własnych możliwości jest częścią każdego ludzkiego sukcesu. Nie zniechęca, pozwala na wyznaczanie sobie realnych celów. Wyznaczanie zaś takich, których pomimo nierzadko ogromnego zaangażowania osiągnąć nie można, ostatecznie kończy się frustracją.

Ta książka jest więc próbą ustalenia bezpiecznych granic, co nie znaczy, że jest książką całkowicie bezpieczną. Jeśli zdecydujesz się ją przeczytać, może wywrócić twój poukładany świat do góry nogami. Może zaczniesz patrzeć na proste i pozornie zrozumiałe sprawy zupełnie inaczej. Lub co gorsza, twoje przekonanie, że masz rację, po lekturze nie będzie już tak mocne.

Zmiana punktu widzenia nie zmienia tego, na co patrzymy, to oczywiste. Niemniej z nowego miejsca może zobaczysz coś, czego nie widziałeś wcześniej. Może nagle odkryjesz, że oprócz utartych ścieżek twoich codziennych podróży są dostępne także inne, a ta, którą dotąd wybierałeś, jest tylko jedną z wielu możliwych? Wiem, to denerwujące i niewygodne uczucie. Dzięki niemu jednak być może pozbędziesz się choć części frustracji i poczucia, że mimo starań i poświęceń zawodzisz swoich bliskich.

Nasze życie społeczne jest strefą napięć. Konflikty pojawiają się nieoczekiwanie i towarzyszą nam zdecydowanie częściej, niż byśmy chcieli. Co szczególnie irytujące, w te najbardziej niechciane popadamy z najbliższymi nam ludźmi. Tymi, których darzymy najgłębszymi uczuciami. Jesteśmy w konflikcie z naszymi dzieci. Dlaczego tak często nie potrafimy ich zrozumieć, dlaczego one zachowują się tak, jakby nasze uczucia nic dla nich nie znaczyły?

Konflikt pokoleń?

Konflikty pokoleń są dla nas, ludzi, częścią społecznej aktywności. Nie tylko dla nas zresztą, u szympansów także są na porządku dziennym. I chociaż mają odmienne podłoże i przebieg, trudno nie odnieść wrażenia, że rozumiemy te zwierzęta znacznie lepiej, niż nam się wydaje. Konflikty pokoleń różnią się przebiegiem i intensywnością, a zależnie od kultury i czasów, w jakich występowały, oswajano je w różny sposób, niemniej zawsze były ważną częścią historii społecznej. Czy ich powszechność oznacza, że są nieuniknione, czy można myśleć o ich eliminacji? I wreszcie – co być może dla wielu z nas jest pytaniem niezrozumiałym – czy unikanie ich jest bezpieczne?

Nie pytam tu o bezpieczeństwo konkretnych osób zaangażowanych w konflikt, bo one z definicji są w niebezpieczeństwie. Chodzi mi raczej o interesy całych populacji i zbiorowości. A są to interesy znaczące, ponieważ jako gatunek jesteśmy i zawsze byliśmy skrajnie społeczni. To właśnie społeczny charakter naszego gatunku spowodował wzrost rozmiaru mózgu u naszych przodków, a w konsekwencji wypracowanie typowo ludzkich zachowań i kompetencji.

Samotny człowiek jest jak zdanie wyjęte z kontekstu. Tym, co nas jako gatunek określa, jest drugi człowiek. Na każdym poziomie naszej egzystencji widoczne są dowody potwierdzające to stwierdzenie. Szukamy towarzystwa, cierpimy z powodu wykluczenia, pytamy innych o zdanie. Wielu neurobiologów twierdzi – a trudno im odmówić racjonalnego podejścia do świata – że kiedy ludzie dzielą przestrzeń, właściwie nie można wyznaczyć wyraźnej granicy pomiędzy ich umysłami. Modele świata budowane przez te umysły wpływają wzajemnie na siebie. I podobnie jak zdanie wyrwane z dłuższej wypowiedzi, człowiek rozpatrywany w oderwaniu od społecznego otoczenia wydaje się istotą niepełną, niedokończoną, często niezrozumiałą.

Podobnie niezrozumiały jest człowiek bez uwzględnienia warunków przeszłości, która go kształtowała, a warto pamiętać, że była to przeszłość zupełnie różna od współczesnych miast z ich technologicznym zapleczem. Kształtowały nas zbieractwo i łowiectwo, codzienność w obrębie niewielkich grup przemierzających olbrzymie przestrzenie w poszukiwaniu zasobów i bezpiecznego schronienia. W stosunkowo krótkim życiu naszych odległych przodków ich otoczenie społeczne sprowadzało się do tej właśnie niewielkiej grupy łowców. Dzisiaj w średniej wielkości mieście widujemy tysiące twarzy, których większość jest nam obca. Cóż z tego, kiedy nasze archaiczne mózgi analizują każdą twarz tak, jakby należała do osoby silnie z nami związanej. Powoduje to „przeciążenie systemu” i chociaż stosowanie komputerowych analogii bywa mylące, tym razem warto użyć jednej z nich.

Nasz wewnętrzny system przetwarzania informacji o innych ludziach jest niezwykle czuły i fantastycznie wręcz precyzyjny, jednak ze względu na prostą strukturę i małą liczebność pierwotnych społeczności mózg nigdy nie był zmuszony do przetwarzania informacji o licznych zbiorach ludzi. Jest więc z nami trochę tak jak ze słabą przeglądarką internetową, w której ktoś próbuje otworzyć zbyt wiele okienek. Przeciążony system nie radzi sobie z nadmiarem zadań i pojawiają się problemy.

Nasz mózg na szczęście nie zawiesza się jak komputer, ale pojawiające się w takich sytuacjach reakcje nie są zabawne. Nie mogąc przetworzyć danych, włączamy tryb unikania. Z przychylnych i gotowych do współpracy stajemy się wówczas pełni obaw i poczucia zagrożenia. Unikanie jest związane z tymi strukturami naszego mózgu, które odpowiadają za takie reakcje obronne jak ochrona, ucieczka czy agresja. Kiedy więc po dniu bogatym w spotkania z wieloma ludźmi wracamy do domu, gdzie czekają na nas bliscy, bywamy niecierpliwi i opryskliwi, wszystko nas drażni i wybuchamy z byle powodu. Nie oznacza to jednak, że fatalni z nas rodzice czy partnerzy. To znaczy jedynie tyle, że nasz mózg stanął przed zadaniem, do którego nie był przygotowany.

Nie usprawiedliwia to oczywiście ostrych lub przesadnych reakcji. Pozwala jednak je zrozumieć i być może przygotować się do nich. Jeśli wiemy, co nam grozi, stajemy się ostrożni i uważni – i chociaż nie eliminuje to samego zagrożenia, pozwala na bardziej świadome reakcje.

Dlaczego nasze relacje z nastolatkami bywają tak napięte? Skąd bierze się wrażenie, że zawodzimy jako rodzice, nauczyciele czy wychowawcy? Czy możemy uniknąć konfliktu pokoleń? Co się dzieje w mózgu nastolatka? Czy potrzebujemy nowej edukacji?

W tej książce Marek Kaczmarzyk oferuje nowe spojrzenie na nasze domowe i szkolne „strefy napięć”. Przygląda się im z perspektywy współczesnej neurobiologii, która wyjaśnia wiele spośród wcześniej niezrozumiałych zjawisk towarzyszących dorastaniu i relacjom między bliskimi sobie ludźmi.

Dodaj komentarz