Podcast

Blaski i cienie edukacji domowej – mama pięciorga dzieci, które nigdy nie chodziły do szkoły

Ania Marszałek edukacja domowa

Odcinek 13

Ania Maraszałek jest mamą pięciorga dzieci, które nigdy nie chodziły do szkoły.

Rozmawiamy o blaskach i cieniach edukacji domowej. O tym, jak ta droga wygląda w nauczaniu początkowym, a jak na późniejszych etapach edukacji.

Ania opowiedziała także, ile czasu jej dzieci poświęcają na naukę, jak zorganizowany jest ich dzień, ile czasu zajmuje im przygotowanie się do egzaminów, jak opanowały pisanie i czytanie, a jak radzą sobie z fizyką i chemią.

Ania Marszałek współtworzyła Magazyn Kreda oraz podcast Więcej niż edukacja. W tym odcinku mówi także o łączeniu opieki nad dziećmi z pracą.

Ania wyjaśnia również, dlaczego edukacja domowa nie jest sielanką oraz co widzi w niej najcenniejszego.

Jeśli myślisz o edukacji domowej, ale się wahasz, znajdziesz w tej rozmowie odpowiedzi na najważniejsze i najczęstsze pytania.

Jeżeli natomiast Twoje dzieci są już w edukacji domowej, tak jak nasze, od Ani zaczerpniesz mnóstwo inspiracji i wsparcia.

Zapraszam do wysłuchania!

Linki:

W tym odcinku usłyszysz:

  • Kim jest Ania?
  • O mieszkaniu poza dużym miastem.
  • Czy dużo czasu rodzina Ani spędza w naturze?
  • Co skłoniło Anię i jej męża do skorzystania z edukacji domowej?
  • Jak wyglądał początek edukacji domowe w ich rodzinie?
  • Jak łączyć edukację domową z pracą?
  • O relacjach w dużej rodzinie.
  • Jak wygląda socjalizacja w edukacji domowej dzieci mieszkających na wsi
  • Jak dzieci Ani poradziły sobie ze ścisłymi przedmiotami?
  • Jak dużo czasu zajmuje dzieciom nauka?
  • Z jakich materiałów dzieci Ani korzystają w edukacji domowej?
  • Jak wyglądają egzaminy w edukacji domowej?
  • W jaki sposób Ania znajduję czas dla siebie i na swój relaks?
  • Czy według Ani edukacja domowa to prosta droga?

Posłuchaj

Słuchaj w Apple Podcasts
Słuchaj w Spotify

Ania Marszałek jest mamą pięciorga dzieci, które nigdy nie chodziły do szkoły i w tej rozmowie znajdziesz odpowiedzi na najważniejsze pytania o edukację domową. Ania opowiada o ludziach, którzy spowodowali, że ona i jej mąż zdecydowali się na edukację domową dla ich dzieci. O tym, jak ta droga wygląda w nauczaniu początkowym, a jak na późniejszych etapach kształcenia. Ile czasu dzieci poświęcają na naukę. Jak wygląda ich dzień. Ile czasu poświęcają na przygotowanie się do egzaminów. Jak wyglądają egzaminy w edukacji domowej. Co z nauką czytania i pisania, a co z fizyką i chemią.

Jak dzieci, które są w edukacji domowej i mieszkają na wsi, znajdują przyjaciół i jak nabywają kompetencje społeczne. jak pogodzić edukację domową z pracą i jak w tym wszystkim znaleźć czas dla siebie. Ania mówi także o tym, że edukacja domowa nie jest sielanką i o tym, co widzi w niej najcenniejszego. Jeśli myślisz o edukacji domowej, ale się wahasz, znajdziesz tu odpowiedzi na najważniejsze pytania. Jeżeli Twoje dzieci są już w edukacji domowej, tak jak nasze, od Ani Marszałek zaczerpniesz mnóstwo inspiracji i wsparcia.

Nazywam się Aleksander Baj. I to jest 14 odcinek podcastu Baj Example o edukacji domowej, rodzicielstwie, rozwoju i o tym, co z nas wyrośnie. Ania Marszałek, mama pięciorga dzieci, które nigdy nie chodziły do szkoły.

Jesteś też współautorką podcastu Więcej niż edukacja. i współtworzyłaś magazyn Kreda. Czy do tego przedstawienia coś chciałabyś dodać?

Tak, wszystko się zgadza i jestem założycielką podcastu Więcej Niż Edukacja i pisałam do magazynu Kreda i uczę dzieci w edukacji domowej. Kiedy się przedstawiam to zawsze lubię powiedzieć, że mieszkamy na wsi od 7 czy 8 lat. Może jest to ważne o tyle, że duża część naszej edukacji domowej jest gdzieś związana tutaj z po prostu takim byciem blisko natury i bardzo lubię czytać książki. A z wykształcenia jestem historykiem.

No to skoro już powiedziałeś o tym, że mieszkacie na wsi, to ja się przy tym chwilkę na początek zatrzymam, bo chciałem cię też o to zapytać. Chcę zapytać dlatego, że czasem odkrywam w sobie taką pokusę życia gdzieś z dala od miasta. Przeprowadziliście się z miasta na wieś.

Tak, z dużego miasta, z Krakowa, przeprowadziliśmy się na wieś. Natomiast też wieś, wsi nierówna i te małopolskie wsie, no trzeba powiedzieć, że są dosyć gęsto zaludnione i też tak naprawdę blisko jest do jakichś tam większych miasteczek, także to nie jest jakieś odludzie bieszczadzkie albo podlaskie.

I po ośmiu latach mieszkania na wsi, jakie są wasze wrażenia?

Bardzo się cieszymy z tej podjętej decyzji wiele lat temu, bo to był też długi proces zakupu działki, budowy domu itd. To nie stało się z dnia na dzień 8 lat temu. Bardzo się cieszymy z tej decyzji, nasze dzieci również się cieszą. się cieszą. Mamy już najstarsze dzieci dorastające, takie nastolatki, które coraz więcej dojeżdżają do miasta na różne wydarzenia, spotkania itd. Jeszcze nie usłyszeliśmy od nich, że czemu mieszkamy na wsi, a nie w mieście. Wręcz przeciwnie, póki co są bardzo zadowoleni z tego. No i my jako rodzice też jesteśmy bardzo z tej decyzji zadowoleni.

Powiem tak, że odkąd mieszkamy na wsi i przyjeżdżam do miasta, to bardzo słyszę i czuję różnicę. To chodzi o dźwięki, o zapach, o mnogość tego wszystkiego. Po prostu po takiej wizycie w mieście czuję się przytłoczona. Chociaż lubię też miasto, to nie jest tak, że zupełnie nie, bo lubię nabytki kultury, które są dostępne w mieście, ale bardzo sobie chwalimy wszyscy, całą rodziną to życie na wsi. Myślę, że szczególnie dla małych dzieci to jest też takie dobre, że wystarczy otworzyć drzwi i są już w ogrodzie, a zrobić parę kroków i są na łące i jeszcze troszkę więcej i są w lesie, także bardzo dobra decyzja to była, myślę.

I wasze dzieci spędzają dużo czasu w ogrodzie, na łące i w lesie?

Tak, dosyć długo. To też tak bywa etapami. Jak tak zauważyłam, że w wieku około tak między 8 a 12 lat to najwięcej ich do tego lasu ciągnie. Kiedy dzieci były młodsze to długo znaczy tak z młodszymi dziećmi długo ja chodziłam na spacery do lasu i nawet mieliśmy w naszej edukacji domowej taki moment, że mieliśmy zaplanowany jeden dzień w lesie po prostu. To nie tak, że zupełnie cały dzień spędzaliśmy w lesie, ale tego dnia nie robiliśmy nic takiego, nie wiem, przy stole, jakiegoś pisania, przy biurku, tylko po prostu szliśmy do lasu i tam rysowaliśmy z natury, obserwowaliśmy przyrodę, dzieci mogły się bawić, coś sobie tam budować itd. to wszystko bardzo jest dynamiczne i bardzo się zmienia. Jak dzieci dorastają i się dochodzą nowe, no to już nie tak łatwo np. dało się wyjść na jakiś taki dłuższy pobyt do lasu, a z kolei ci starsi w pewnym momencie zaczęli mówić, że oni chcą już chodzić sami do lasu, bo oni znają fajniejsze miejsca, lepsze ścieżki i w ogóle mają swoje plany.

Także Te właśnie dzieci tak między 8 a 12 lat bardzo długo i robią tam przeróżne ciekawe rzeczy i ja sobie na przykład idę później na spacer i widzę jakieś szałasy pobudowane, wracam i pytam czy wiedzą kto to zbudował. No my przecież. Także no bardzo to fajne jest.

Jak powiedziałaś o tym, że czujesz i widzisz i słyszysz różnicę po przyjeździe do miasta, to mi się przypomniało nie tak dawno. Rozmawialiśmy właśnie też w ramach tego podcastu z The Big Five Family, którzy sprzedali dom w Warszawie i ruszyli w świat kamperem i też powiedzieli coś takiego, że teraz jakby bardzo doceniają to, że są blisko natury i że jak wjeżdżają do miasta, to muszą to teraz odchorować.

Tak, rozumiem to i my na przykład jak wyjeżdżamy na wakacje to czasem tak myśleliśmy, dobra, mieszkamy na wsi, to może pojedźmy gdzieś do miasta na wakacje. Ale no nie, po prostu nie wiem, parę razy tak się zdarzyło, że jakoś byliśmy z moim mężem na przykład na takim wyjeździe prawie sami na przykład, z najmłodszym dzieckiem i właśnie do jakiegoś miasta jechaliśmy i było to super, ale jednak było to też pod pewnymi względami męczące i naprawdę wakacje też na łonie natury.

Chciałem cię zapytać o edukację, bo wasze dzieci nigdy nie chodziły do szkoły, czyli już wcześniej zaczęliście myśleć o edukacji waszych dzieci. Zajmowaliście się też tym zawodowo przez magazyn, który wydawaliście przez podcast. Co was skłoniło do myślenia o tej tak zwanej edukacji alternatywnej, o tych nowych podejściach do edukacji? Co było takim zapalnikiem?

przedszkolu, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Krakowie. i ani oni nie byli zadowoleni z tego przedszkola, ani my jako rodzice. To znaczy, wiesz, mam tam sporo znajomych jeszcze z tego przedszkola, którzy mieli tam dzieci i te dzieci były zadowolone i ci ich rodzice również, także tam nie działo się nic nie tak, tylko po prostu czuliśmy, że to nie jest nasze, nie? że to nie jest nasza droga. I kiedy ten pierwszy rok, kiedy oni byli w przedszkolu pamiętam, że dowiedziałam się o czymś takim jak edukacja domowa. Pierwszy raz usłyszałam o edukacji domowej od mojej starszej siostry, która też ma dzieci w edukacji domowej i z którą razem prowadziłyśmy podcast oraz magazyn Kreda. No i pamiętam takie moje zdziwienie, że ale jak to uczyć dzieci w domu, cały czas być z dziećmi w domu A kiedy wypić w spokoju kawę? Takie różne pytania się pojawiały, przelatywały przez głowę.

Mam taki obraz, jak sobie myślę o tych naszych początkach. Pamiętam takie spotkanie w przedszkolu, kiedy było jakieś tam zebranie rodziców i siedziałam wśród tych wszystkich rodziców na takich maleńkich stołeczkach, jak tam dzieci w przedszkolu. Omawialiśmy jakieś kwestie, takie początków po prostu tej przedszkolnej przygody. W tym samym roku pojechaliśmy na zjazd edukacji domowej organizowany przez Sawickich w Koszarowie. Pamiętam te dwa doświadczenia, nie? I to zebranie, i ten zjazd edukacji domowej. I kiedy poszliśmy tam, spotkaliśmy, porozmawialiśmy z innymi ludźmi, którzy już tą edukację domową prowadzili od wielu lat. Porozmawialiśmy z Sawickimi, którzy prowadzili szkołę przyjazna edukacji domowej.

Naprawdę tam poczuliśmy, ja i mój mąż, poczuliśmy, że to jest takie nasze. To jest nasze miejsce. Po prostu tam poczuliśmy się dobrze. i powoli ta decyzja w nas dojrzewała. To znaczy po tym roku właśnie dzieci nasze już nie chodziły do przedszkola, ale jeszcze było trochę czasu do zerówki, do pierwszej klasy, więc daliśmy sobie taki czas na obserwację w ogóle, co się wydarzy, kiedy nie będą chodzić do placówki. W tym czasie się urodziło nasze kolejne dziecko. No i tak dobrze nam tak było po prostu w takiej formie przebywania razem, poznawania świata. Można mówić już tak o edukacji domowej w tym wieku przedszkolnym, ale myślę, że to właśnie było takie bardziej poznawanie świata i życie po prostu, wspólne życie.

Także chcę zaznaczyć, że to nie było tak, że mieliśmy jakieś traumatyczne przeżycia ze swoich szkół albo ja i mój mąż, albo nasze dzieci z tego przedszkola czy coś. Nie, po prostu pojechaliśmy na zjazd edukacji domowej i poczuliśmy, że to jest coś, co nam bardzo odpowiada. Zobaczyliśmy edukację domową bardziej jako taki styl życia niż tylko po prostu system kształcenia, niż samą edukację i to nam bardzo zagrało. No i tak później jakby w miarę tych rozmów naszych małżeńskich coraz więcej pojawiało się tych argumentów, które nas skłaniały do podjęcia decyzji. No i to były różne rzeczy. Pamiętam na przykład, że mój mąż tak powiedział, co edukacja domowa? super, kurczę ile ja czasu traciłem w szkole na takie rzeczy jak sama podróż do tej szkoły, później to sprawdzanie obecności, jakieś te kartkówki i tak dalej, że to po prostu masa takiego czasu, który można odebrać jako stracony, znaczy zmarnowany taki, powiedzmy. Na przykład taki argument się pojawił.

Na pewno taki argument wspólnego czasu właśnie, że jesteśmy razem i że rodzeństwo między sobą się może poznawać i że my jako rodzice jesteśmy dla dzieci więcej dostępni i mi bardzo się spodobało to, że ja jako mama mogę moje dzieci wprowadzać nie tylko właśnie wychowywać, ale też edukować. Że ja mogę je uczyć czytać, że razem możemy dowiadywać się różnych rzeczy ze wszystkich dziedzin i przyrodniczych i historycznych i uczyć się języków obcych i tak dalej. Naprawdę to było dla mnie fascynujące, że mogę podjąć to wyzwanie i działać.

Rozumiem, czyli to nie było tak, że był jakiś autor, który was zainspirował, raczej spotkaliście ludzi, którzy szli tą drogą i poczuliście, że to jest też droga dla was. Czy pamiętasz, żeby na początku tej drogi pojawiły się jakieś takie trudności, wątpliwości, co to było, jakieś takie myśli, że może się nie uda, może jednak warto spróbować tradycyjnej szkoły?

Myślę, że dawaliśmy sobie dużo takiej wolności w tym, że po prostu sprawdzimy, że w każdej chwili możemy wrócić do, znaczy wrócić, nie wrócić, tylko po prostu pójść do systemu, że zobaczymy jak nam pójdzie ta zerówka. Czy w ogóle nam się uda coś zrobić, zdziałać. Później, no dobra, to zobaczymy jak pierwsza klasa, jak druga i tak dalej. I to po prostu bardzo fajnie się sprawdzało, bardzo dobrze funkcjonowało. Znaczy wątpliwości, no wiadomo, że jak podejmujesz taką decyzję i gdzieś tam dowiaduje się o tym rodzina, bliższa, dalsza, znajomi, to pojawia się dużo pytań i dużo takich, przychodzi takich wątpliwości na przykład z zewnątrz też, tak, że ale co, w ogóle jak to możliwe, ty będziesz uczyć dzieci, a ty w ogóle umiesz je uczyć, nie? Pamiętam kiedyś usłyszałam od takiej znajomej, która jest w nauczaniu początkowym, czy, a ty znasz metodologię wprowadzania szlaczków, nie? Myślę, co? No nie znam.

No właśnie, takie różne kwestie. No albo na przykład, no ale co z socjalizacją? Prawda? To jest sakramentalne pytanie, które zawsze pada. Albo, no to dobra, teraz to jeszcze rozumiem, ale co z fizyką i chemią? I to było dla mnie zawsze takie co z fizyką i chemią? Zobaczymy, zobaczymy, to jeszcze dużo czasu, dużo czasu. No a w tym roku już mieliśmy fizykę i chemię.

Znaczy nie ja, tylko moi synowie. A co możemy zaraz jeszcze o tym powiedzieć, bo to bardzo ciekawe doświadczenie. Więc na pewno troszkę było jakieś może takich z zewnątrz przychodziły wątpliwości czy od innych osób, ale my byliśmy pewni tej decyzji i wiedzieliśmy, że chcemy po prostu spróbować i zobaczymy jak to będzie. Ale też muszę od razu powiedzieć, że kiedy właśnie nie pamiętam czy to była zerówka czy jeszcze przed zerówką Ja zaczęłam szukać różnych materiałów o edukacji domowej, chciałam jakoś zainspirować się, jak to zobaczyć, jak to robią inne rodziny, gdzieś pofukać, poczytać, pooglądać jakieś filmy, posłuchać podcastów właśnie i zaczęłam szukać tego w sieci. Tego wtedy w języku polskim właściwie nie było w ogóle. Na YouTubie znalazłam jeden jedyny filmik i od razu go całego odsłuchałam. To był właśnie wywiad, już nie pamiętam kto to prowadził teraz, ale był to wywiad z jedną mamą po prostu, która prowadziła od kilku lat edukację domową. I pamiętam, że jednym z pierwszych filmików, na które trafiłam, to też był Angelo Kelly z Kelly Family.

Byłego. Miał taki jakiś taki, nie wiem, czy kanał na YouTubie miał, czy co to było w każdym razie. Był jeden osobny filmik o edukacji domowej i on to mówił jak to tam u nich wygląda i to też było takie super, że tam oni gdzie szli nad rzekę, brali próbki wody, później pod mikroskopem to oglądali. To naprawdę były pierwsze dwie rzeczy, które gdzieś udało mi się w sieci znaleźć i wtedy zwrócił się pomysł, no dobra, skoro nikt tego nie robi, no to może może ja mogę jakoś to zacząć robić. I właśnie wtedy z moją siostrą, która już miała dzieci od dwóch albo trzech lat w edukacji domowej zaczęłyśmy prowadzić podcast Więcej niż edukacja z tym, że właśnie z takim z takim zamiarem zapraszania innych, żeby najpierw zobaczyć jak to robią inne rodziny, które już mają większe doświadczenie. No a później z czasem zaczęłyśmy się dzielić tym jak to wygląda u nas

Wspomniałaś o tych takich sakramentalnych pytaniach, które zawsze padają. Chciałem cię też zapytać o te rzeczy właśnie. Jednym z tych pytań jest oczywiście socjalizacja i też do tego chciałbym wrócić, ale innym jest jak łączyć edukację domową z pracą i czy jedno z rodziców musi całkiem zrezygnować z pracy. Jak to było w twoim przypadku?

Tu myślę, że ile rodzin, tyle różnych opcji i możliwości podjęcia decyzji, prawda? Kiedy my zaczynaliśmy edukację domową, ja wtedy nie pracowałam i właściwie ten Jakby jedyną taką działalność… Nie pracowałam zawodowo, w domu pracowałam przy dzieciach, prawda? Wykonując prace domowe i wychowawcze i edukacyjne. Z czasem właśnie z moją siostrą zaczęłyśmy prowadzić podcast. To nie była praca, tak? To jest taka działalność po prostu, tak? W sieci.

Z czasem też przeszła ta idea założenia magazynu, kreda. Więc to był czas, kiedy rzeczywiście Pracowałam w redakcji, redagując teksty i w ogóle prowadząc ten magazyn. Natomiast teraz znowu, ponieważ rok temu zamknęliśmy magazyn Kreda, nie pracuję zawodowo, ale pracuję znowu w domu przy dzieciach i edukacji i wychowaniu i w domu i tak dalej i w ogrodzie. Więc u nas nigdy nie było tak, żeby dwie osoby łączyły pracę etatową.

Mój mąż pracuje na etat, ja jestem w domu z dziećmi. I da się łączyć taką pracę dorywczą. Myślę, że wiele rzeczy się da, ale nie wszystko przynosi korzyść. I myślę, że warto się zastanowić, co jest większą korzyścią dla naszej rodziny w danym momencie, na danym etapie.

To, że mogę być w domu z dziećmi jako duże właśnie błogosławieństwo i dużo radości mi to sprawia, chociaż jest też oczywiście ogromnym wyzwaniem. Natomiast myślę, że na każdym etapie życia warto sobie właśnie zadawać takie pytanie, co jest największą korzyścią dla naszej rodziny. Bo my rozpoczynając edukację domową i przeprowadzając się na wieś mieliśmy taką ideę, żeby tworzyć coś razem, pracować razem. i być jak najwięcej z dziećmi. I przez pewien czas jakoś się to udawało, ale później okazało się, że ta działalność, którą prowadziliśmy nie przynosiła takich dochodów, żebyśmy mogli tylko z tego się utrzymywać. Mój mąż też pracował w firmie po prostu na etat. I tak naprawdę było to trudne do łączenia. No i zobaczyliśmy, że naprawdę większą korzyścią jest to, żeby Mój mąż pracował zawodowo, zarobkowo, a ja żebym pracowała w domu z dziećmi i dla rodziny.

Także tak, to jest teraz taką myślę największą korzyścią i tym de facto do czego od początku dążyliśmy, żeby mieć taką przestrzeń czasu dla dzieci, przebywania z nimi, bo te dzieci tak szybko rosną. To tak się wydaje w pewnym momencie, że całe życie będzie wyglądać tak jak np. są te małe dzieci, a tu właśnie, tak jak już mówiłam, mamy najstarszych już czternastolatków i oni bardzo dużo mają już tych swoich zajęć, przestrzeni, wyjazdów. Także myślę, że ten czas, to wszystko co im daliśmy Mówię nawet czasem rezygnując z jakichś swoich momentami nawet z siebie, tak? Rezygnując z różnych… nawet z rozwoju na pewien czas, chociaż nie, dobra, nie nazwałabym tego rezygnacją z rozwoju. Rezygnuje się z jednej rzeczy i człowiek jest w stanie się rozwijać w innej rzeczy, prawda? I tak to widzę. Ale myślę, że był to ogromny wkład i to już zostanie im na zawsze.

To jest takie bardzo cenne, co mówisz, też to jest dla nas, jak słyszymy to pytanie o to, w jaki sposób łączyć edukację domową z pracą, to tak, pierwszy odruch jest taki, no jest na to tyle sposobów, ile rodzin, a drugi, tak sobie myślimy, też jako rodzina próbujemy po prostu uszczyć najlepsze rozwiązanie dla nas, dla całej rodziny, ale też tak czujemy, że właściwie to wszystko wychodzi od tego, że Mamy taką decyzję, że chcemy po prostu być z dziećmi i poświęcać im czas teraz, szczególnie teraz, kiedy są małe i kiedy tego potrzebują. Nasza najstarsza córka jeszcze nastolatką nie jest, ale to już się szybko zbliża i też najbardziej po niej widzimy, że to naprawdę zanim się zorientujemy, to ten czas takiego dzieciństwa gdzieś tam już będzie za nami.

To jest taka inwestycja, nie? Ten czas to jest po prostu inwestowanie. Nie chodzi mi tylko o taki rozwój intelektualny dziecka, nie? Że właśnie edukacja domowa, inwestujemy, żeby jak najwięcej wiedziało i tak dalej. Mam na myśli taką inwestycję w relacje po prostu, nie? W budowanie więzi, w miłość po prostu.

A skoro do tego nawiązałaś, to powiedz, jeżeli możesz, trochę o tych relacjach, bo jest was siedmioro, spędzacie dużo czasu razem, w naturalny sposób pewnie pojawiają się jakieś zmęczenie może sobą nawzajem, jakieś napięcia, jak to Czy widzicie, że jednak to, że jesteście razem, to wzmacnia te relacje i pomaga je budować?

Tak, na pewno ten czas, który spędzamy razem, jest tym, co pomaga nam budować tę więź. To, że dzieci wszystkie są razem, Jak się pojawiają jakieś konflikty to nie ma czegoś takiego, że my sobie teraz zamkniemy drzwi i wyjdziemy i ten konflikt gdzieś… Nawet tak jak sobie wyobrażam jak jest w szkole, że ktoś się pokłóci, idzie do swoich domów I po prostu już nie wiem, to może zostać nierozwiązane między jakimiś tam kolegami albo dopiero następnego dnia albo w ogóle każdy jakoś tam żyje sobie swoim życiem. A tutaj te konflikty, które się pojawiają, muszą ciągle być rozwiązywane, więc to jest na pewno coś czego się ciągle uczymy, ale to wszystko jest bardzo dynamiczne, bo mam ostatnio dużo takiego czasu, takiego refleksji, wspominania tych pierwszych lat edukacji domowej, chociaż nie było to tak dawno temu, ale dużo się zmieniło w ostatnim czasie, bo kiedy dzieci zaczynają dorastać to naprawdę o, wszystko przyspiesza i nagle się człowiek orientuje, że jejciu, ja kiedyś tak mogłam, nie wiem, zapakować wszystkie dzieci do auta i jechać na cały dzień na wycieczkę i w ogóle, no owszem, tam byli, były jakieś tam przepychanki, nie wszyscy chcieli, ale generalnie wracaliśmy, wszyscy byli zadowoleni, a teraz już to już nie jest takie proste, bo właśnie starsi mają jakieś tam swoje życie, swoje sprawy też. Ale o czym chciałam powiedzieć, że jest to takie bardzo dynamiczne. Kiedy te dzieci były młodsze, to te konflikty miały inny wymiar. Kiedy dzieci są starsze i jeszcze te starsze z młodszymi, to te konflikty mają jeszcze inny wymiar. Mnie osobiście zaskakuje po prostu ilość emocji, które mogą się przetoczyć przez nasz dom od czasu właśnie, kiedy się zaczęło to dorastanie, ta nastoletniość.

A jednocześnie mamy najmłodszego dwuipółlatka, także tych interakcji i różnych konfliktów jest dużo. Powiem wprost, jest tego dużo. Na obrazku wygląda to wszystko ładnie, ale w codzienności jest to wyzwaniem. Po prostu myślę, że uczymy się tego tak naprawdę codziennie. I dzieci, i my jako rodzice uczymy się przepraszać, uczymy się tego, na przykład takiej obserwacji dzieci też, tak? Że na przykład tu jest konflikt jakiś taki między dwójką, powiedzmy, którąś i trzeba jakoś tak pomyśleć jak to zrobić, żeby jak są jakieś takie rzeczy ważniej, nie wiem, no chociażby tak jest potrzeba skupienia, nauki, to żeby tą dwójkę rozdzielić. ale jednocześnie nie jest celem rozdzielenie tej dwójki cały czas, tylko właśnie zróbmy coś, żeby oni mogli razem nad czymś popracować, co właśnie im pomoże tą relację budować. Jest to ciągle wyzwaniem.

Nie podzielę się tu żadnym złotym środkiem, żadną radą, bo nie wiem, po prostu ciągle się tego uczymy. My jako rodzice i jako rodzina.

Tu też bardzo mogę odnieść do siebie to, co właśnie powiedziałaś. Rzeczywiście te konflikty, które się pojawiają w rodzinie, no to nie jest coś, co możemy zamieść pod dywan. Jakoś z tym trzeba sobie poradzić i rzeczywiście ja mam poczucie takie, że mnie osobiście też to bardzo po prostu pcha do rozwoju. Te sytuacje się pojawiają, te nabięcia się pojawiają, no trzeba to jakoś rozwiązać. Chciałbym jeszcze zapytać cię o kolejny taki punkt zapalny, czyli o tę socjalizację, którą I już wspomniałaś. Myślę, że dla wielu osób jak usłyszą edukacja domowa i życie na wsi, to pojawia się taki obraz, że dzieci są tylko same ze sobą. Jak wasze dzieci nawiązują relacje? Gdzie nawiązują relacje?

Gdzie znajdują przyjaciół?

Jeśli chodzi o takie dzieci w wieku przedszkolnym, to według mnie warto się wyzwolić z takiej presji trwawienia na siłę tej takiej interakcji z rówieśnikami, bo dzieci w tym wieku bardzo potrzebują po prostu rodziców i rodzeństwa właśnie w różnym wieku i to według mnie wystarczy w zupełności. Chociaż nie było tak, żebyśmy zamykali się tylko w gronie rodzinnym, ale tak widziałam, obserwowałam, że naprawdę to wystarczyło i pamiętam, że właśnie jak dzieci były młodsze to na przykład wyjeżdżaliśmy gdzieś na cały dzień na przykład spotkać się z jakąś inną rodziną z edukacji domowej i oni bawili się z dziećmi i tak dalej. Wracaliśmy do domu i mamo, mamo, a czy jutro gdzieś idziemy? Możemy być po prostu w domu i bawić się razem, nie? Lubili to, świetnie się tam bawili, ale też potrzebowali takiego po prostu czasu, że są sami ze sobą i robią sobie te swoje rzeczy, które chcą robić. Generalnie dzieci w edukacji domowej mają ogromną możliwość nawiązywania tych relacji w różnych przestrzeniach. Jeśli chodzi o nasze dzieci konkretnie, chodzą na równe zajęcia. sportowe, wspinaczkowe, należą do scoutów, więc to jest świetne środowisko i bardzo polecam scouting, jeśli tylko macie taką możliwość, to naprawdę jest to dobre środowisko do wzrostu dzieci i budowania różnych kompetencji, właśnie też tych społecznych.

Właśnie od czasu do czasu tak robiliśmy, że spotykaliśmy się z różnymi rodzinami z edukacji domowej po to właśnie, żeby dzieci się pobawiły. To nie była taka idea, że spotkamy się, żeby porobić dzieciom lekcje, żeby się pouczyły, tylko właśnie, żeby mogły poprzebywać ze sobą i się pobawić. No a właśnie im starsi, no to tym więcej mają tych różnych takich spotkań gdzieś, gdzie wychodzą. Gdzie mają tą okazję nawiązania relacji. Wyjeżdżają na różne obozy. I to jest miejsce, gdzie te relacje nawiązują. Nie jestem obiektywna w tej obserwacji, ale widzę, że potrafią żyć w społeczeństwie. Czasem muszę im przypomnieć, żeby powiedzieć dzień dobry i do widzenia, ale generalnie zachowania takie społeczne przejawiają, więc…

nie są odludkami. My też mamy to szczęście, że mieszkamy na wsi, ale mieszkamy obok mojej siostry, która ma sześcioro dzieci i nasze dzieci po prostu razem ze sobą dużo przebywają i jakby to jest taka spora grupa, jak połączyć te dwie.

Też mam takie poczucie, że wokół tej socjalizacji jest wiele mitów. Rozmawialiśmy też z profesorem Markiem Kaczmarzykiem o tym właśnie. To, że tak naprawdę środowisko rówieśnicze, szkolne jest najgorszym środowiskiem socjalizacji, jakie wymyśliliśmy jako ludzkość. I fajnie, że o tym mówisz, że tej socjalizacji w edukacji domowej nie ma powodu się obawiać. Chciałem jeszcze w takim razie wrócić, bo tak fajnie powiedziałaś o tym, co z tą fizyką i chemią. i że teraz już powoli, wiesz co, z fizyką i chemią. Jak to jest z tymi przedmiotami na już późniejszych etapach edukacji?

To było coś, co rzeczywiście, czego tak trochę się obawiałam, jak gdzieś tam majaczyło w oddali, że za ileś tam lat będzie właśnie fizyka i chemia i co… Znaczy obawiałam, ja się obawiałam, tak, jako główna edukatorka w naszym domu, natomiast mamy to szczęście w naszym małżeństwie, że ja jestem humanistką, a mój mąż jest ścisłowcem, więc dobrze się połączyliśmy w naszej działalności. Natomiast tak, w tym roku nasi synowie najstarsi mieli już te przedmioty. To jest też tak, że oni długo, bardzo długo już uczą się po prostu sami. To nie jest coś, co zadziało się samo z siebie, to zaraz może jeszcze o tym powiem, ale rzeczywiście teraz W tej siódmej klasie z większości przedmiotów przygotowywali się sami, ewentualnie ja im trochę pomagałam tuż przed egzaminem. I również do egzaminu z fizyki i z chemii przygotowywali się sami, czytając podręcznik. oglądając kanały na YouTubie. Więc moja rola była w tym taka, żeby zorientować się jakie kanały są polecane.

Są różne grupy edukacji domowej, gdzie rodzice sobie polecają takie miejsca w sieci, więc moja rola była taka, żeby im polecić konkretny kanał, ale oni też mają już swoich znajomych, którzy im też coś polecili i sobie tego słuchali. Jeśli czegoś nie zrozumieli np. z podręcznika czy W szkole, do której jesteśmy zapisani jest też tak, że przed egzaminami są dostępne takie testy 50 zadań, z których część jest później na egzaminie. No tam są zmieniane dane, prawda, i tak dalej, ale że mniej więcej tego typu zadania będą. Więc to tak mówię, tak stricte pod egzamin mówimy, tak, o takim przygotowaniu się, bo edukacja domowa ma też dwa oblicza. Uczenie się po prostu i uczenie się na egzamin. Oni po prostu naprawdę ogarnęli sobie to sami. Z chemii to też mamy to szczęście, że mój tata jest chemikiem i wziął ich na uniwersytet na pokazy chemiczne i tam mogli coś dziadka zapytać o takie sprawy i gdzieś z bliska zobaczyć pewne rzeczy, więc to było bardzo fajne.

No ale zrobili to bardzo dobrze, przygotowali sobie projekty sami. Jestem z nich dumna po prostu, że potrafili to ogarnąć. Te tematy ich bardzo wciągnęły. Właśnie wszystkie takie ścisłe tematy widzę, że ich wciągają też i to było takie fajne, że to też jest fascynująca obserwacja dzieci i obserwacja bliźniaków. Na przykład, że oni się uczą czegoś, uczą się osobno, ale że później o czymś rozmawiają. I jak właśnie ich coś z tej fizyki zainteresowało, to później po prostu z takim podekscytowaniem rozmawiali o tym i od razu. Albo z chemii, że coś tam skonstruują, jakieś wybuchowe materiały, coś tam w ogóle. I naprawdę przygotowując się do tego egzaminu, żyli tymi swoimi pomysłami w głowie, tym omawianiem tych różnych substancji chemicznych przez parę tygodni.

To było dla mnie naprawdę tak fascynujące, że można tak podejść do tych przedmiotów w siódmej klasie, w podstawówce w ogóle, że można się po prostu tak absolutnie tym zafascynować wcale nie zaczynając swojej przygodę z tymi przedmiotami od jakichś świetnych warsztatów, jakichś super eksperymentów, tylko nie wiem, najpierw o tym czytali, a później chcieli sami tego doświadczyć, to zobaczyć i w ogóle super to było, naprawdę. Ominęła mnie osobiście fizyka i chemia, bo miałam taką wizję, że a dobra, no przecież zdałam tą podstawówkę i nawet liceum, nie, i maturę. Znaczy maturę z fizyki nie pisałam, ani z chemii, ale ale sobie pomyślałam, no przecież jak to, skoro ja te przedmioty przeszłam tam parę lat temu, to mogę sobie do tego wrócić. No ale nie było takiej potrzeby, żebym ja się w to zgłębiała, żeby im pomóc. Rzeczywiście przed egzaminami mój mąż im pomógł, znaczy stricte z tym testem. To też było śmieszne, bo tam już nie było dużo czasu i mówi, że a, posprawdzamy te zadania, w których macie różne odpowiedzi, nie? Ale okazało się, że te same błędy porobili też w niektórych zadaniach. Gdzieś tam to wyszło, więc też tak śmiesznie.

a propos relacji bliźniaczej, że można te same błędy popełniać robiąc osobno testy. Ale co chciałam powiedzieć o tej samodzielnej nauce, że tak widzę to jako taki efekt i owoc wprowadzania pewnej takiej stałej rutyny w naszym domu związanej z tą edukacją domową. Bo od początku mieliśmy taki rytm dnia, że rano jeliśmy wspólnie śniadanie. To jest zawsze długie śniadanie. Było długie i do tej pory jest długie śniadanie. Czasami się zdarzało, że słuchaliśmy jakichś podcastów przy tej okazji, a teraz najczęściej po prostu rozmawiamy. Później dzieci mają swoje obowiązki domowe związane właśnie z tym sprzątaniem itd. i później siadamy do wspólnej modlitwy rodzinnie, no a później już ja zaczynam im czytać książki.

To jest taki właśnie element, który jest z nami. O, wydawnictwo Element, tak? No, a to właśnie element czytania jest z nami od początku obecny. I ja im czytam różne rzeczy. Zaczynałam od wierszyków Brzechwy i Tuwima, kiedy byli mali chłopcy, a później teraz jest tak, że czytam im zawsze coś po angielsku. po włosku, bo też właśnie drugi język, czytamy coś przyrodniczego albo historycznego, nie encyklopedie, ani nie podręczniki, tylko takie żywe książki, które ten temat poruszają w taki sposób frapujący, interesujący. No i jakieś powieści. I później, zawsze mieliśmy taki rytm, że później po tym czytaniu dzieci szły uczyć się, szły coś robić.

I kiedy to były dzieci małe, w zerówce albo w pierwszej klasie, to to trwało czasem 5 minut. Czasem 20 minut, a czasami w ogóle już po tym czytaniu nie było w ogóle możliwości i żadnych rezerw cierpliwości na to, żeby usiąść. Ale właśnie przez to, że jakoś tak wypracowaliśmy ten rytm, no to Oczywiście, że czasem się nie chce i trzeba jakoś tam walczyć ze swoim lenistwem, albo czasem jest moment, żeby odpuścić i zrobić coś innego, ale generalnie jest tak, że właśnie po tym naszym wspólnym poranku z czytaniem idą dzieci zająć się nauką. No i właśnie jak są młodsze dzieci, to siadamy razem, a jak są starsze, to ogarniają to w większości same. Z tym, że też jeśli chodzi o te przedmioty, czy w ogóle tak od czwartej klasy, kiedy wchodzi więcej takich egzaminów z poszczególnych przedmiotów, to ja też taki sobie wypracowałam system, że na początku roku chciałam po prostu nauczyć dzieci jak się uczyć. żeby nie organizować im lekcji z każdego tematu i tak dalej, tylko pokazać im jak czytać podręcznik, jak robić notatki, co jest ważne, jak robić mapy myśli, czy jakieś takie notatki, które pomagają zapamiętywać I zawsze właśnie to sobie stawiałam tak na początku roku jako taki priorytet, żeby tego nauczyć. I to robiłam dosłownie w ten sposób, że siadałam np. z nimi i czytaliśmy sobie razem ten rozdział i przez taką rozmowę.

Co myślisz, co tu jest ważne, jak to możemy zapisać, jak narysować itd. I mam takie poczucie, że w tej siódmej klasie zbieramy tego owoce, że oni rzeczywiście sami w większości się przygotowali do egzaminów. No też nie chcę powiedzieć, że to jest takie żeby to nie zabrzmiało tak wszystko sielsko, zupełnie i słodko. Oczywiście, że właśnie, że są trudności i wyzwania i że czasem się nie chce i to też nie jest tak, że ja im mówię dobra róbcie sobie co tam chcecie tylko na przykład zaglądam co oni tam mają w materiałach w tym roku i na przykład im podsuwam książki Dla mnie to jest właśnie takie tworzenie otoczenia, przyjaznego edukacji, że ja im podsunę książki, które są wartościowe, że ich zabiorę w jakieś miejsca, które im mogą przybliżyć te tematy, że właśnie im umówię, że pojadę na jakiś pokaz chemiczny albo pojedziemy do jakiegoś muzeum itd. I tak ta edukacja się dzieje.

Myślę, że to jest taka bardzo cenna lekcja, o to o czym powiedziałaś, o tych swoich rytuałach, które można po prostu wypracować i można czasem po prostu stworzyć rytuały dla rodziny, które po prostu wszystkim służą. Myślę, że to jest bardzo, bardzo pomocne. A powiedz jeszcze, tylko tak żeby dopowiedzieć, jak dużo czasu mniej więcej dzieciom zajmuje ta nauka, którą macie już po czytaniu.

To też zależy od wieku, od klasy, prawda? I jak blisko jest do egzaminu. W takim nauczaniu początkowym to tak od 5 minut do 30 minut dziennie. W sensie im tak, nie wiem, zerówka, pierwsza klasa to naprawdę dosłownie parę rzeczy. Z takich rzeczy, z którymi ja wychodziłam, że według mnie dobrze, że tam będziemy się uczyć pisać i tak dalej, nie? Bo później często jest tak, że dziecko się czymś Zafascynuje i samo chce to robić i spędza nad tym godzinę albo i dwie, robiąc jakiś tam swój projekt, jakieś rysunki, komiksy pisząc na przykład. Miałem jeden mój syn, w pewnym momencie lubił robić takie komiksy i długo czasu mu to zajmowało i sobie rysował i pisał i tak dalej. A jeśli chodzi o te starsze klasy, to więcej znacznie z tego materiału.

Także godzina dziennie to tak na pewno była, ale nawet im bliżej egzaminu to więcej. Nie też zależy co, bo niektóre przedmioty to były tak dobra… to mnie tak nie interesuje i może na tym się jakoś tam nie wszyscy chcieli skupiać, ale na przykład taką miałam obserwację, że jeśli chodzi o te przedmioty ścisłe, no to nie wiem, 2-3 godziny potrafili starsi chłopcy siedzieć nad jakby jednym przedmiotem, bo też my sobie tak zawsze rozdzielamy te egzaminy że właściwie od października już dzieci zdają, bo na przykład w siódmej klasie już jest dużo tych przedmiotów, prawda? Więc warto sobie to tak rozdzielić, żeby nie wszystko na raz na koniec roku, tylko tam, nie wiem, w październiku historię, w listopadzie tam geografię, biologię i tak dalej. I na przykład właśnie przygotowując się tak do egzaminu, no to potrafili rzeczywiście, jak coś ich zafascynowało, parę godzin się zagłębiać w ten temat i jakieś robić rzeczy z tym związane.

A to też pokazuje, że w zestawieniu z dziećmi, które uczą się w szkole, to tak naprawdę jest bardzo niedużo, bo powiedziałeś, że jest to czas od godziny do już maksymalnie tych kilku. I tak mi to jakoś się łączy z tym, co powiedziałeś na początku, że twój mąż miał taką myśl o tym, ile czasu w szkole. Gdzieś tam się marnuje na różne takie rzeczy po prostu okołonaukowe. W edukacji domowej dzieciom ta nauka może po prostu zająć znacznie mniej czasu. Powiedziałaś teraz trochę o egzaminach, o tym, że macie jakieś materiały, które przygotowujecie wcześniej, o tym, że te egzaminy zdajecie właściwie przez cały rok z różnych przedmiotów. Czy możesz powiedzieć o nich jeszcze trochę więcej? Jak to wygląda w szkole, do której jesteście zapisani?

Tak, jeśli chodzi o egzaminy w nauczaniu początkowym, to to w ogóle jest sama przyjemność. I zresztą szkoła, w której jesteśmy bardzo zachęca do tego, żeby dzieci przyniosły różne rzeczy na egzamin, którymi się zajmowały przez cały rok. I na przykład, no właśnie, te komiksy wspomniane, tak? Czy pamiętam, że na pierwszej klasie chyba tam chłopcy zabierali całe pudło jakichś origami różnych, które robili. Albo miecze strugane z trewna, albo jakieś tam inne rzeczy, które które robili z drewna, żeby to na egzaminie pokazać. Tak na ustnym egzaminie, bo oczywiście zawsze jest egzamin pisemny, na którym są takie standardowe zadania. Zawsze jest np. zadanie ile wyraz ma głosek, sylab i liter.

Więc zawsze jadąc z dziećmi na egzamin przypominamy sobie tę niezbędną do życia wiedzę. Więc jest ten egzamin pisemny, no a później jest ustny, gdzie właśnie mogą jakby zaprezentować się, po prostu pokazać co robili przez cały rok, opowiedzieć co ich interesuje. Jak dzieci się uczą grać na instrumencie to też mogą wziąć ten instrument i zagrać itd. Także to jest bardzo przyjemne i w bardzo przyjaznej atmosferze. Później Pierwszy szok to jest czwarta klasa, prawda, bo nagle z dwóch egzaminów, czyli nauczanie zintegrowane i angielski, robi się znacznie więcej, bo jest osobno matematyka, polski, angielski, przyroda, historia, informatyka, tak, o ile pamiętam takie przedmioty. Tak już trzeba sobie właśnie tutaj jakoś to rozplanować, kiedy który przedmiot i tak dalej. To też jest bardzo, myślę, takie dobre dla dzieci, że uczą się planować właśnie. Tak, że mogą sobie to rozłożyć w czasie, kiedy co chcą zdawać albo wyjść od tego, kiedy chcą mieć wakacje i do kiedy zdać te egzaminy.

Tak, ale jeśli chodzi właśnie o te egzaminy w starszych klasach, no też jest egzamin pisemny, a potem jest egzamin ustny, który zazwyczaj trwa około pół godziny. No i są pytania albo związane z tym egzaminem pisemnym, albo jakieś dodatkowe, ale też zawsze można zabrać jakiś swój projekt związany z tym przedmiotem. I ja też zawsze zachęcam moje dzieci, żeby coś takiego przygotowały. na przykład na historię jakąś taśmę czasu czy lampbuk albo plakat o czymś związanym z tym tematem. Pamiętam, że kiedyś robiliśmy wspólnie taki projekt, że w jednym roku byliśmy na Baraniej Główe u źródeł Wisły i u ujścia Wisły nad morzem. I taki projekt o Wiśle na podstawie tych naszych miejsc, w których byliśmy. tego typu rzeczy, także to też są zachęcani uczniowie z edukacji domowej, żeby coś takiego przynieść i zawsze jest to mile widziane. I myślę, że jest to bardzo dobre, bo właśnie dzieci uczą się takiej prezentacji siebie, żeby pokazać co wie, nie tylko na zasadzie O, zaraz znajdziemy czego nie wiesz, tylko właśnie wyjdźmy od tego co wiem.

To jeszcze chcę powiedzieć, że moje dzieci na razie nigdy się nie stresowały egzaminami. Ja się stresowałam. Ale nasze dzieci, naprawdę, jeszcze nie widziałam takiego egzaminu, na który by jechali ze stresem, więc… No nie wiem, też się z tego cieszę, że tak po prostu to przyjmują. Może nie z taką lekkością, łatwością, bo wiadomo, że jest to duży wysiłek i właśnie im wyższa klasa, im trudniejszy przedmiot, to jest to dużym wyzwaniem i wysiłkiem, ale nie ma jakiegoś paraliżu, stresu i w ogóle, bo myślę, że duże znaczenie ma tu właśnie atmosfera.

Tak, wydaje mi się, że duże znaczenie ma atmosfera, postawa dorosłych, to znaczy dzieci, które nigdy nie były w szkole, one też tak, to ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że tak nie mam takie wrażenie, że nikt w nich po prostu tego stresu nie zaszczepił, że one nie wiedzą, że powinny się stresować. I z drugiej strony, że nie mają takiego poczucia, że na egzaminie ktoś będzie szukał błędów i będzie próbował im te błędy wytknąć. I tak też z egzaminów naszych dzieci mam wrażenie, że to też powoduje, że one czują się swobodniej, że nie jadą tam z takim poczuciem, że ktoś będzie próbował ich złapać na tym, czego nie wiedzą.

Tak, albo też właśnie to, że jeśli czegoś nie wiem albo gdzieś popełniłem błąd, to mogę po prostu się do tego przyznać, nie wiem, a nie udawać, że wiem, bo w szkole trzeba wiedzieć, nie. Tylko właśnie mogę powiedzieć, no nie wiem po prostu i czasami egzamin jest świetną okazją do dowiedzenia się jeszcze więcej. I naprawdę mamy kilku takich egzaminatorów, do których co roku chłopaki się chcą umawiać na egzaminy i no to jest przygoda po prostu, spotkanie z nimi. Bo raz, że prezentują to, co przygotowali, a dwa, że te egzaminie nie są takie sztampowe, data, nazwa, miejsce, tylko właśnie można porozmawiać o tym, o różnych procesach itd.

Wiem jakoś ze swojego doświadczenia, że bycie rodzicem dziecka w edukacji domowej, a w przypadku waszej rodziny większość tego bierzesz na siebie ty, to jest zajęcie, które wymaga ogromnych pokładów siły. kreatywności, zarządzania czasem, zarządzania ludźmi też i radzenia sobie z ludźmi i że to jest zajęcie, ono więcej niż etat pewnie. Czy w tym wszystkim znajdujesz czas dla siebie? Czy jest coś, co robisz dla siebie? W jaki sposób się relaksujesz? Czy masz jakieś takie projekty, które realizujesz sobie sama?

Tak, jest to ogromne przedsięwzięcie rzeczywiście, tak jak sam uważałeś. Prowadzenie edukacji domowej i w ogóle wychowanie dzieci. Myślę, że nie sama edukacja domowa. Tak właśnie, a propos dzisiaj taką miałam ciekawą rozmowę z jedną znajomą, która też ma dzieci w edukacji domowej, ale właśnie mówiliśmy o tym, że tak często jest, że ludzie z zewnątrz mówią, wow, podziwiam cię, ja to bym tak nie dała radę. Edukacja domowa, cały czas z dziećmi w ogóle. A ja sobie myślę, jejciu, ja Ciebie podziwiam, Ty wstajesz o 6 rano, zawozisz dzieci do placówek, idziesz do pracy, wracasz, odbierasz te dzieci, jeszcze robisz to wszystko co ja, no naprawdę, po prostu myślę, że każdy wybiera swoją ścieżkę, tak? Nie chcę tutaj gloryfikować tylko tej edukacji domowej, tak? Że to jest w ogóle, no bo…

Jest to ogromną wartością, ale myślę, że po prostu rodzicielstwo jest wartością i jest wyzwaniem. Natomiast pytałeś o ten czas odpoczynku i jakiegoś relaksu i czas dla siebie po prostu. Ja uważam, że to jest bardzo ważne, a mi jest to bardzo potrzebne i tak staram się bardzo o to dbać. Też powiem, że już parę razy o tym mówiłam dzisiaj, ale chyba to jest coś, co zauważam ostatnio. Kiedy były tylko małe dzieci to jakoś, nie wiem, na przykład miały drzemki w ciągu dnia i tak dalej i to był już taki moment jakiegoś zatrzymania, że mogłam sobie usiąść i wziąć książkę i poczytać, a teraz nie ma takiego momentu w ciągu dnia, cały czas to się dzieje. więc żeby mieć taki czas oddechu po prostu muszę z domu wyjść i ja na przykład bardzo tego potrzebuję jeśli nie mam takiego czasu to zaczynam się czuć jak w takim kołowrotku i tak naprawdę już w ogóle nie wiem co mam robić także dbam o to żeby wychodzić w ten sposób po prostu albo sama ze sobą albo gdzieś się spotykać z z innymi. Może nie jest to jakoś bardzo często, bo właśnie, bo jest dużo różnych rzeczy, dużo się dzieje. Ale na przykład my mieszkamy bardzo blisko lasu i dla mnie takim sposobem wyciszenia się i odpoczynku jest pójście sobie na spacer tak na pół godziny, godzinę rano.

Jak sobie wcześniej rano wstanę jeszcze zanim mój mąż zacznie pracować mogę sobie po prostu sama pójść i to jest taki czas, w którym się mogę spotkać ze sobą. To nie jest tak, że po prostu muszę, nie wiem, wyjść z domu, wyjechać gdzieś, żeby odpocząć od dzieci, bo mam ich dość na przykład. Z jednej strony odpoczywam od dzieci, ale mam też poczucie, że odpoczywam dla dzieci, bo właśnie kiedy mogę na chwilę jakby wyjść z tego kołowrotka właśnie różnych zadań, spraw i próśb, potrzeb i petycji, to mogę się zatrzymać i właśnie jakieś refleksje podjąć i być później po prostu bardziej, bardziej uważną na ich potrzeby, na siebie, na nasze małżeństwo itd. Także jest to bardzo ważne i staram się bardzo o to dbać. No to też jest tak, że mam takie poczucie też, że już znam dobrze siebie i wiem, co mnie napełnia po prostu. Także jak już mam taki wolny dzień, to ja po prostu wiem, gdzie iść i co ze sobą zrobić, żeby wrócić z takim naprawdę poczuciem napełnienia. Jeszcze, czekaj, jeszcze o coś pytałeś, ale nie wiem, nie pamiętam.

Pytałem o to, co robisz dla siebie. Czy masz jakieś projekty swoje, które robisz, takie tylko dla siebie?

Coś robię, ja lubię trochę tworzyć, ale to jest właśnie takie dla siebie.

Słuchaj, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę. Myślę, że to jest autentycznie taki zestaw uczciwych odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania o edukację domową. i dla rodziców, którzy rozważają edukację domową, to to jest naprawdę ogromnie cenne, no bo my też w tym, co robimy, widzimy jakie są wątpliwości, jakie są pytania. Mam po tej naszej rozmowie taką myśl, że macie ogromne doświadczenie, ale też macie to dobrze tak wewnętrznie pomyślane, tak ułożone w sobie też, że macie to w taki właśnie sposób uszyte na swoją miarę. Więc dla mnie osobiście ta rozmowa bardzo jest cenna i też dużo sobie z niej biorę dla siebie. Ogromne dzięki. Słuchajcie, Wam z kolei dziękujemy bardzo za to, że zostaliście z nami do końca. Zapraszam Was do śledzenia Instagrama Ani Marszałek.

Tam znajdziecie trochę więcej o tym, w jaki sposób ta edukacja domowa przy piątce dzieci wygląda w praktyce. Zapraszamy Was też do zerknięcia, do podcastu Więcej niż edukacja. Tam wiele rozmów z innymi rodzicami, którzy wychowują dzieci w edukacji domowej. Aniu, Tobie jeszcze raz bardzo dziękuję za ten czas i za podzielenie się tym swoim doświadczeniem.

Dziękuję bardzo. Jeszcze tylko jeśli mogę. Chciałam… Zawsze jak opowiadam o edukacji domowej, a zdarza mi się, że często jestem pytana nie tylko w takiej formie, tak, jak my rozmawiamy, to mam taką myśl, czy za bardzo nie gloryfikuję tego wszystkiego, więc chcę powiedzieć, że jest to piękna droga, ale też wymagająca. Chcę, żeby to też tak wybrzmiało, że właśnie nie tylko sielanka i miód malina, ale też trochę trudów. No ale tak jak mówiłeś, tak czuję, że jest to ufyte na naszą miarę i myślę, że każdy właśnie jakąś swoją drogę edukacji znajdzie.

Myślę, że to wybrzmiało w tej rozmowie, że to nie jest sielanka, to nie jest jakaś droga usłana różami. Ale też dla mnie przynajmniej wybrzmiało to, że pojawiają się trudności, tylko nie traktuje, nie wiem, ja to tak zrozumiałem, że nie traktujecie tego wtedy jako taki moment, że nie, no dajmy sobie spokój, tylko że jest to naturalny element drogi i że trzeba po prostu cały czas szukać tych rozwiązań. Często lubimy mówić, że szyjemy edukację na swoją miarę, ale to też nie do końca jest dobry obraz, bo my jej nie szyjemy raz i ona tak zostaje, tylko tak naprawdę wymyślamy to ciągle. na nowo i ciągle dostosowujemy do potrzeb całej rodziny.

Tak, to prawda. Ciągłe poprawki krawieckie. Ale też, wiesz co, jeszcze powiem Ci, że przychodziły nam takie myśli, że a może jednak takie momenty kryzysu, tak? Czy to jest dalej dla nas? I to jest tak naprawdę świetny moment, żeby jeszcze raz sobie zadać te pytania, zadać je dzieciom, zadać je sobie w małżeństwie, w rodzinie. No i zobaczyć, czy to jest nadal nasze, żeby też się nie bać tego, że takie momenty przychodzą.

No i tak jak powiedziałeś, że na początku w tych pierwszych wątpliwościach ciągle mieliście z tyłu głowy myśl, że można coś zmienić, można pójść do szkoły, że to nie jest decyzja na całe życie. No to teraz jeszcze raz bardzo, bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Bardzo dziękujemy Wam, że zostaliście z nami do końca. Zapraszamy na Instagrama Ani Marszałek, zapraszamy do podcastu Więcej niż edukacja. Linki znajdziecie w opisie tego odcinka. Jeszcze raz dzięki i do usłyszenia.

Dodaj komentarz