Co oznacza słowo “edukacja”? Jakie elementy składają się na pojęcie “rozwój potencjału”? Czego tak naprawdę potrzebują od nas dzieci na ich drodze edukacyjnej?
W książce Jesteś okej taki, jaki jesteś Katharina Saalfrank przekonuje, że psychologia rozwojowa oraz badania mózgu już od dawna dostarczają nam wystarczającej wiedzy na temat dzieci i tego, czego potrzebują, aby dobrze rosnąć i się rozwijać.
Rozmowa z neurobiologiem i badaczem mózgu prof. dr. Geraldem Hutherem
Fragment książki “Jesteś okej taki, jaki jesteś” Kathariny Saalfrank
Szkoła i nauka
Katharina Saalfrank: Szkoła chce zapewnić dzieciom możliwość jak najlepszego przygotowania się do życia. Dzieci powinny być kształcone poprzez wspieranie i wymaganie. Czy ma to sens z punktu widzenia badań nad mózgiem?
Gerald Hüther: Z perspektywy badań nad mózgiem Anglicy mają lepsze określenie na to, co rozumiemy przez „wychowanie”. Dzieci nie są przecież drzewami owocowymi, które można przycinać według wyobrażeń ogrodnika, aby przyniosły jak największy plon. Wychowuję cię, kształcę cię… – to dość szczególne obrazy językowe. W języku angielskim używa się pojęcia education, które pochodzi od łacińskiego czasownika duco, oznaczającego „prowadzić, wieść, zabierać ze sobą”. Kto wybrał się w drogę jako towarzysz, pojmuje to, co odkryli badacze mózgu: nie można wychowywać dzieci, nie można ich kształcić, można tylko stworzyć warunki, w których dziecko zrozumie, że proces samokształcenia i samowychowania jest dla niego ważny i że samo nad tym pracuje. Dzieci budują swoją wiedzę i umiejętności poprzez konstruktywny proces zachodzący w mózgu. Nie można ich do tego zmusić. Można tylko zapraszać, zachęcać i inspirować. Te trzy słowa składają się na pojęcie „rozwój potencjału”. Z kolei nauczanie, wychowanie i nakazywanie są metodami tresury, które wynieśliśmy z ubiegłego wieku. Służą one nakłonieniu ludzi do zachowywania się w określony sposób, aby funkcjonowali jak najlepiej.
Jak dotąd te spostrzeżenia dotarły do świadomości co najwyżej trzech procent populacji. Ale to nie znaczy, że są fałszywe. To po prostu oznacza, że większość ludzi przyjęła modele, idee i wzorce myślowe z ostatniego stulecia, przy czym sami byli tak „wychowywani”. Z badań nad mózgiem wiemy, że takie wzorce determinują postępowanie, ponieważ zdobywane doświadczenia były ściśle sprzężone z emocjami. Tak jest i dzisiaj: trudno się pozbyć starych schematów tam, gdzie do głosu dochodzą emocje i gdzie konieczna okazuje się praca nad relacjami.
Katharina Saalfrank: Intensywna praca nad relacjami jest więc konieczna w rodzinach, ale także w przedszkolach i szkołach. Zatem chodzi o rodziców, wychowawców i nauczycieli?
Gerald Hüther: Tak. W rodzinach lub też w instytucjach, jeśli istnieją w nich konflikty. W obszarach, w których do głosu dochodzą intensywne emocje, ludzie wracają do starych, fizjologicznie zakotwiczonych wzorców, które w swoim czasie powstały w mózgu w sprzężeniu z silnymi emocjami.
Katharina Saalfrank: Z drugiej strony spotykam ludzi, którzy biorą na siebie odpowiedzialność i którym w wyniku pracy nad sobą udaje się porzucić te stare wzorce. Czy to oznacza, że mózg nie traci swej dynamiki i że można zmieniać jego struktury? I że człowiek nie jest „zaprogramowany”, jak wcześniej myślano? A w związku z tym czy pewne rzeczy mogą zostać zmienione? Czy człowiek, poznając siebie i zbierając odmienne doświadczenia, może tworzyć też nowe połączenia w mózgu?
Gerald Hüther: Tak, może – ale to dość męczące! Trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność i nie można żyć jak wcześniej. Dlatego nikt tego nie chce. I dlatego wygodniej jest wierzyć w teorię, że nie można już tego zmienić.
Katharina Saalfrank: W takim wypadku łatwiej jest odrzucić odpowiedzialność.
Gerald Hüther: Dokładnie, dlatego większość ludzi z zadowoleniem przyjmuje takie wnioski z badań nad mózgiem, które potwierdzają, że nic nie można poradzić na to, iż jest się „zaprogramowanym”.
Katharina Saalfrank: Uważam, że to, co opisuje pan jako zmianę paradygmatu w badaniach nad mózgiem, zdejmuje ciężar z barków – szczególnie w przypadku pracy z dziećmi i rodzicami. Z jednej strony dowiadujemy się, że nie jesteśmy „zaprogramowani” genetycznie, z drugiej zaś zyskujemy świadomość, że nie możemy tak po prostu napychać dziecięcych głów wiedzą. Z mojego doświadczenia wynika, że w pewnym momencie dzieci i tak się wyłączają i przestają cokolwiek przyswajać. Niemniej jednak szkoły chcą przekazywać coraz więcej wiedzy w coraz krótszym czasie. Czy jest to konstruktywne dla mózgu?
Gerald Hüther: Najważniejszą rzeczą, której uczy się dziecko, nie jest oferowana mu wiedza. Najważniejsze dla mózgu są doświadczenia, które człowiek odczuwa na własnej skórze. W ich wyniku powstają połączenia nerwowe w mózgu. Badania nad mózgiem nie będą w stanie przyczynić się do uzyskania „lepszego mózgu”. To idea z zeszłego wieku, kiedy ludzie wierzyli, że mózgi są jak komputery lub maszyny i można je zoptymalizować. Niektórzy ludzie nadal łykają pigułki, chcąc osiągnąć lepsze rezultaty, i nazywają to dopingiem mózgu. Jedyną rzeczą, którą naprawdę mogą osiągnąć badania nad mózgiem, jest wskazanie, jakie przesłanki muszą zostać stworzone przez nas samych, aby te potencjały, które są w nas, a zwłaszcza w dzieciach, mogły się rzeczywiście rozwinąć. Samoświadomość!
W tym tkwi sedno sprawy!
Katharina Saalfrank przekonuje, że psychologia rozwojowa oraz badania mózgu już od dawna dostarczają nam wystarczającej wiedzy na temat dzieci i tego, czego potrzebują, aby dobrze rosnąć i się rozwijać. Dlatego mówi stanowczo o potrzebie fundamentalnej zmiany paradygmatu: dzieci nie potrzebują wychowania, ale relacji!