Wszyscy są przekonani, że dzieci przyciągają siebie nawzajem. Obserwacja może to nawet często potwierdzić, ale w rzeczywistości jest tak, że dzieci podchodzą do tych dzieci, które się bawią. A w naszym porządku świata dzieci są jedynymi istotami, które się jeszcze (trochę) bawią – André Stern
Zapraszamy do przeczytania fragmentu książki Zabawa André Sterna.
Fragment książki “Zabawa” André Sterna
Dzieci są najbardziej społecznymi istotami, jakie istnieją. Przychodzą na świat z idealnymi cechami: mają otwarte zmysły, są pozbawione uprzedzeń, ciekawe, nie osądzają, lecz przyjmują rzeczy takimi, jakimi one są, i z zainteresowaniem traktują nowości.
Wszyscy są przekonani, że dzieci przyciągają siebie nawzajem. Obserwacja może to nawet często potwierdzić, ale w rzeczywistości jest tak, że dzieci podchodzą do tych dzieci, które się bawią.
A w naszym porządku świata dzieci są jedynymi istotami, które się jeszcze (trochę) bawią.
Gdyby kazać bawić się dorosłemu, wówczas dzieci podeszłyby do niego, ponieważ dzięki temu zabawa nabiera szczególnej wartości. Dzieci chcą być jak my, ale równie bardzo chcą się bawić, a to często stanowi rozdźwięk. Nagle on znika.
Ranek na plaży w Bretanii. Tyle tu rzeczy do robienia i wielu ludzi znalazło sobie zajęcie. Są tu piłki we wszelkich możliwych rozmiarach, rakietki o różnych kształtach, sprzęt sportowy i rozmaite przybory do pływania, wiele małych plastikowych wiaderek z łopatkami w jaskrawych kolorach. Niektórzy ludzie biegają, inni zbierają muszelki. Jedni się opalają, drudzy skaczą po kałużach. Wielu coś mówi, kilkoro krzyczy, ktoś tam rozmawia przez telefon. Na wodzie jest tyle łodzi i surferów, że mało kto się kąpie.
Łatwo zauważyć, że między pokoleniami występuje zaledwie niewielka synchronizacja. Jak gdyby kategoria „dziecko” i kategoria „dorosły” były tu szczególnie niekompatybilne ze względu na inne cele, chęci i zamiary. Jak gdyby jedni próbowali dać drugim zajęcie, aby móc zająć się własnymi sprawami. Wielu dorosłych rozpaczliwie walczy „o święty spokój”. Wiele dzieci chciałoby się pobawić, ale nie wolno im się zanadto oddalać, a przede wszystkim nie mogą same wchodzić do wody. Kilkoro dzieci bawi się ze sobą, ale często rywalizują o coś, a to prawie zawsze kończy się krzykiem i kłótnią. Jest kilku ojców, którzy grają z synami w piłkę, rywalizując z nimi. Niektórzy czynią to chętnie, są w dobrym humorze i nadmiernie manifestują uciechę, inni natomiast sprawiają wrażenie wykończonych.
Trudno dostrzec dzieci i dorosłych, którzy bawiliby się razem, a nie grali przeciw sobie.
A jednak: ojciec i syn przykucnęli nieco z boku panującego na plaży zgiełku, niedaleko betonowej zapory, która służy jako przejście z ulicy na plażę. Bawią się ze sobą, są skupieni i mocno zintegrowani, chociaż znajdują się dwa metry jeden od drugiego. Za pomocą muszli kopią kanały w piasku; wykopali ich już całą sieć. Ta zbiera wodę, która wypływa przez rurkę z tamy i odprowadza ją do morza. Albo wkrótce będzie to robić, bo w tej chwili trwają jeszcze roboty budowlane. Tata drąży duże kanały, a syn woli, po zrobieniu małych rowków, otwierać śluzy. Obaj znajdują się w swoim świecie, tak że z początku wcale nie dostrzegają małej dziewczynki z wiaderkiem. Przebiegała obok i się zatrzymała.
W końcu zbierze się na odwagę i zacznie pomagać swoją łopatką, ale nie przychodzi jej to łatwo, bo jest nieśmiała. Mimo to pozostaje w miejscu, siada na piasku i za pomocą wiaderka robi małą wieżę. Nikt się nie dołącza, żeby dorobić do niej zamek, ale ojciec przeciąga kanał do wieży i otacza ją nim. Potem podchodzi syn i otwiera „śluzę”. Woda wpływa i tworzy fosę dookoła kupki piasku. Dziewczynka jest zachwycona i buduje kolejne wieże. Teraz chłopczyk jej pomaga, a ojciec musi rozszerzyć główny rowek, bo w przeciwnym razie będzie napływać za mało wody.
Nieco większy chłopiec, któremu wyczerpała się bateria zdalnie sterowanego auta, obserwował wszystko do tej pory z pewnej odległości. Teraz podchodzi bliżej. Proponuje drewnianą deskę, na której do tej pory siedział, żeby jej użyć jako akweduktu; wówczas potok wody będzie mógł spływać na sam dół. To przedsięwzięcie absorbuje go przez jakiś czas. Próbuje pod deską stworzyć eleganckie arkady z piasku. Podchodzi mama dziewczynki, która szukała córki. Najpierw się dziwi i nieco zbyt głośno podziwia całą infrastrukturę, ale w końcu ulega nastrojowi. Zaczyna – pod pretekstem pomocy córce – dekorować małe piaskowe wieże okrągłymi muszelkami. Znosi coraz więcej najróżniejszych muszelek i układa je ściśle obok siebie, tworząc mozaiki. W ten sposób między wieżami powstaje ozdobnie wybrukowany plac. Obie, matka i córka, traktują tę zabawą bardzo poważnie; są zajęte niezależnie od siebie, a jednak wykonują coś wspólnie.
Obecność ojca i matki przyciąga kolejnych dorosłych. W końcu cała gromada dzieci współpracuje na obrzeżach „placu budowy”. To zadziwiające, jaki konstruktywny i przyjazny nastrój i ile respektu panuje wśród uczestników. Są też widzowie; coraz więcej spośród nich robi zdjęcia.
Arno i Antonin
– Popatrz – mówi Antonin do mojego ojca. – Zachowałem to opakowanie. Jest w nim okienko. Możemy coś z niego zrobić?
Tata pochyla się, ogląda pudełko. Zabawa z wnukiem to dla niego ważne zajęcie. Nie robi nic powierzchownie, poświęca się zabawie całym sobą i jest przy tym bardzo twórczy. On i dziecko są sobie równi, dzielą tę samą bezczasowość.
– Możemy z tego zrobić sklep z oknem wystawowym – mówi w końcu i jest przy tym sam „dzieckiem”.
Budują razem wiele rzeczy! Łączy ich silna więź, znajdują u siebie wzajemny odzew i dlatego nie potrzebują żadnego specjalnego wyposażenia. Dzięki bliskiej relacji pierwszy lepszy kawałek papieru staje się idealnie dobraną zabawką. Przedmioty w ich rękach zamieniają się w mosty wzajemnego porozumienia. Niepotrzebne są wtedy żadne zabawki dydaktyczne – kubek do nauki picia, zamek błyskawiczny na drewnianej ramce czy szorstkie literki do wodzenia palcem.
(…)
Arno Stern
Sztuka bycia dziadkiem
(…) Życie dziecka składa się ze spotkań, jest wielkie i pełne zaskoczeń. Życie jest czymś zupełnie innym od oglądania świata na mapie, na której nakreślone są wyraźne i znane zarysy lądów. Każde spotkanie jest zachwycającym objawieniem. Dziecko nie kolekcjonuje doznań, ono nimi żyje; ma do dyspozycji wyjątkowy sposób ich przeżywania: zabawę. Nie musi przy tym odtwarzać dokładnie tego, co dostrzeże; dość, że zgadzać się będzie charakterystyczna właściwość, kształt, kolor, odgłos czy cokolwiek innego. Dźwięk wystarczy, żeby zaistniało zdarzenie: orkiestra zagrała w sali koncertowej albo silnik pojazdu zaczął pracować. Kolor, miejsce czy szczególny przedmiot, nawet jeśli fizycznie go nie ma, to wszystko, czego potrzebuje dziecko. Resztę sobie wyobrazi.
Wszyscy chcemy, by nasze dzieci były szczęśliwe i wyrosły na szczęśliwych i spełnionych dorosłych. “Chcemy tego tak bardzo, że zapominamy żyć na ich oczach jak szczęśliwi dorośli” – pisze Stern. Dziecko uczy się od pierwszych dni życia, a rozwój leży w jego naturze. Wszyscy jesteśmy urodzonymi uczniami.
W książce Zabawa André Stern pokazuje, co możemy zrobić, by podtrzymać ten wrodzony pociąg do nauki i jakie przyniesie to efekty. Swoje obserwacje popiera dokonaniami Kena Robinsona, neurobiologa Geralda Hüthera, niemieckiej super-niani Kathriny Saalfrank czy reżysera Erwina Wagenhofera, którzy do książki napisali specjalny wkład.
Zabawa pozwala dziecku nawiązać kontakt z codziennością, z sobą samym i ze światem. Przez nią przejawiają się jego skłonności, potencjał, a także głębokie wewnętrzne pragnienia. Swobodna zabawa daje dziecku głębokie poczucie spełnienia.