A gdyby tak nieco inaczej spojrzeć na wiedzę i umiejętności, którymi się ze sobą dzielimy? Gdyby potraktować je nie jak coś do opanowania, zdobycia i świadomego rozpowszechniania, ale raczej jak wirusy, które nas infekują, zagnieżdżają się w naszych ciałach bez naszego świadomego udziału, by następnie przenieść się na kolejne i kolejne osoby?
Wirusy, geny i memy
Żerują na nas i używają naszych zasobów do produkcji kolejnych pokoleń. Podczas replikacji pojawiają się drobne przekłamania w ich materiale genetycznym. Te zmiany, o ile okażą się korzystne, utrwalają się i przyczyniają do sukcesu wirusa. Pomagają mu się rozsiewać w ludzkiej populacji. Tak działają chorobotwórcze wirusy. Tak (w dużym, naprawdę dużym uproszczeniu) działają pojedyncze geny, z których zbudowane jest DNA naszych komórek. Tak funkcjonują także jednostki informacji, czyli memy.
Doktor Marek Kaczmarzyk, autor książki pt. Szkoła memów. W stronę dydaktyki ewolucyjnej, jest biologiem i neurodydaktykiem, ale równocześnie praktykiem edukacji. Pracuje bowiem jako wykładowca i nauczyciel. Pewnie dlatego jego podejście do tematu jest ciekawe i warte uwagi. Po krótkie opracowanie dr. Kaczmarzyka powinien sięgnąć właściwie każdy, kto wychowuje i przekazuje wiedzę innym ludziom.
Richard Dawkins i jego Samolubny gen
Szkoła memów odwołuje się do słynnego Samolubnego genu Richarda Dawkinsa, który swego czasu wstrząsnął światem ludzi interesujących się nauką w ogólności, i biologią w szczególności. Dawkins postawił okrutną, ale trudną do zakwestionowania tezę, że stworzyły nas geny. My, nasze ciała, nasze umysły i wszystko, czym jesteśmy, w rozumieniu genetyka-ewolucjonisty stanowi jedynie maszynę przetrwania dla nich – genów. By łatwiej i skuteczniej replikować się i przenosić w przyszłość, geny łączą się ze sobą, tworząc genotypy, czyli kompletne zapisy budowy komórek oraz szerzej – organizmów wielokomórkowych. Ekspresja genów objawia się w formie gotowego, zdolnego do funkcjonowania i rozmnażania się bytu. Bakterii, grzyba, rośliny, zwierzęcia, człowieka…
W ostatnim rozdziale Samolubnego genu Dawkins proponuje zupełnie nowe, parabiologiczne podejście do czegoś, co do tej pory było domeną nauk społecznych. Traktuje informację tak, jakby była genem. Dla najmniejszej sensownej jej cząstki proponuje nazwę mem. Twierdzi, że memy łączą się w większe skupiska informacji, które są ze sobą powiązane i razem tworzą wiedzę czy umiejętność. O ile okaże się ona „zaraźliwa”, czyli zdolna do rozsiania się w populacji – przetrwa. W innym przypadku wyginie, a wraz z nią memy, które się na nią złożyły.
Memy a szkoła
W latach siedemdziesiątych teorię memów potraktować można było jak ciekawą propozycję z pogranicza nauki i sciente fiction. Dziś jest traktowana całkiem poważnie przez środowisko akademickie i – uwaga – dydaktyczne. Okazuje się bowiem, że świadomość tego jak powstają, funkcjonują i rozsiewają się memy, pozwala lepiej, skuteczniej nauczać. I o tym w „Szkole memów” pisze Marek Kaczmarzyk. Pochyla się nad historią memetyki, kreśli zarys dotychczasowych osiągnięć i odkryć tej dziedziny wiedzy i podaje klarowne, gotowe do zastosowania przykłady ze szkolnego i uczelnianego życia.
Choć, szczerze mówiąc, w moim odczuciu tego ostatniego, czyli praktyki jest w książce trochę za mało. Może autor napisze wkrótce stosowny, czysto użytkowy poradnik dotyczący tego, jak zaprząc naukę o memach do pracy z dziećmi i młodzieżą?
[Recenzja pochodzi z portalu lubimyczytac.pl]
Te i inne przykłady praktycznych konsekwencji memetycznego punktu widzenia można znaleźć w mojej „Szkole memów”. Nie pozostaje więc nic innego jak zaprosić do lektury…
Dziękujemy za rozmowę